Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

Perkusyjne uniesienia, czyli SBB w Od Nowie [RELACJA]

Określenie „legendarny”, które pojawiło się na plakacie informującym o toruńskim koncercie zespołu SBB, zdecydowanie nie znalazło się tam na wyrost. Istniejąca od ponad pięćdziesięciu lat grupa pojawiła się w klubie Od Nowa, prezentując kompletny i wyczerpujący progrockowy repertuar.

Od kiedy pamiętam, w moim domu stał gramofon, a nad nim płyty winylowe. W okresie, gdy poznawałem rock progresywny, korzystając głównie z YouTube’a, w oczy rzuciły mi się dwie płyty SBB mojego taty. I choć nie zostałem fanem tego zespołu, Pamięć Memento z banalnym tryptykiem dość dobrze utkwiły mi w głowie. Możliwość zobaczenia SBB na żywo była więc dla mnie sporym wydarzeniem.

Pierwsza część koncertu skupiła się na piosenkowym wcieleniu SBB. Dominowały głównie anglojęzyczne utwory, w tym pochodzący z albumu Follow My Dream utwór Freedom with Us. Już od początku dało się zauważyć pewien układ między członkami zespołu. Gitarzysta Apostolis Anthimos i perkusista Jerzy Piotrowski często uśmiechali się do siebie. Widać było w tym naturalność i swobodę – utwory nie zostały odgrywane sztywno. Dało się odczuć, że pewne modyfikacje ustalane były praktycznie na bieżąco. Nieco bardziej na uboczu pozostawał wieloletni lider grupy Józef Skrzek, otoczony z trzech stron instrumentami klawiszowymi.

Zobacz też: Echo lutni z Jozefem van Wissemem [ZAPOWIEDŹ]

[Fot.: Małgorzata Chabowska]

Wyraźnie słyszalne były wpływy poszczególnych gatunków muzycznych, z których SBB czerpało od początku swojej działalności. Perkusja zanurzona była w jazzie (o tym instrumencie więcej za chwilę). Gitara raz bujała w progrockowych obłokach, a kiedy indziej sięgała do głębin śląskiego bluesa. Niskie rejestry w niektórych utworach wypełniał wyraźnie nagłośniony syntezator, lecz z czasem w rękach Skrzeka pojawiła się i gitara basowa. Ten instrument dodał rockowego charakteru kompozycjom. Już bez basu wykonany został tytułowy utwór z płyty Memento z banalnym tryptykiem, który zakończył pierwszą część występu.

Kluczowym i najlepszym momentem koncertu było perkusyjne solo, trwające powyżej kilkunastu minut. Piotrowski był niczym alchemik eksperymentujący z magiczną miksturą. Na podstawie pewnej bazy na zmianę dodawał i odejmował poszczególne składniki, przyspieszał i zwalniał, by powracać do podstawy. Wszystko to z taką lekkością, aż miałem poczucie, że gdyby z rąk wypadła mu pałeczka, nie dałoby się tego usłyszeć. Chciałbym tutaj zaznaczyć, że z jazzem nie mam wiele wspólnego i być może mój zachwyt bierze się z odkrycia czegoś nowego, ale to solo było dla mnie niezwykle emocjonalnym doświadczeniem.

[Fot.: Małgorzata Chabowska]

Do mistrza dosiadł się adept – za drugim, mniejszym zestawem perkusyjnym na jakiś czas pojawił się Anthimos. Z humorem starał się naśladować nauczyciela, choć gitarzysta oczywiście nie miał szans zbliżyć się umiejętnościami do właściwego bębniarza (ale talentu w grze i na tym instrumencie odmówić mu nie można). Po powrocie Skrzeka za syntezatory, w takim układzie wykonany został utwór Toczy się koło historii i koncert powrócił na „normalne” piosenkowo-suitowe tory.

Przed bisami SBB wykonali m.in. dwa swoje klasyczne utwory – instrumentalny Walkin’ Around the Stormy Bay oraz Z których krwi krew moja. W tym drugim warto było zwrócić uwagę na wokal Józefa Skrzeka. Bardzo zabrakło mi podniosłych „górek” i charakterystycznej modulacji głosu, które znałem z płytowego wykonania. Z pewnością można uznać ten element za mankament koncertu. Nie da się jednak liderowi odmówić klasy, gdyż był świadomy własnych ograniczeń (rocznik 1948!) i mimo to potrafił swoim głosem wyrazić mnóstwo emocji.

[Fot.: Małgorzata Chabowska]

Konferansjerka Skrzeka między utworami praktycznie się nie zdarzała (wcześniej usłyszeć można było o tym, że toruński przystanek był dla SBB ostatnim koncertem na jakiś czas), lecz przed pierwszym bisem Skrzek przemówił po śląsku. W jego dłoniach pojawiła się harmonijka, a zespół wykonał rasowego, czystego bluesa. Jeden bis jednak zgromadzonej w Od Nowie publiczności nie wystarczył…

Około dwóch i pół godziny – tyle trwał koncert żywej legendy polskiej muzyki. Możliwość zobaczenia SBB w tym składzie była dla mnie zaszczytem. I choć pojawiły się pewne problemy (słyszalne też w partiach gitary basowej), występ ten zostanie w mojej pamięci na długo.

Galeria

[Fot.: Małgorzata Chabowska]