Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

Szczenięce lata – „Igrzyska Śmierci: Ballada Ptaków i Węży” [RECENZJA]

Niemal 10 lat minęło od premiery kinowego zwieńczenia sagi „Igrzysk Śmierci”. W 2020 o świecie Panem przypomniała fanom autorka oryginalnych powieści z serii, wydając „Balladę Ptaków i Węży”. Dziś zaś możemy delektować się filmem na jej podstawie. Kotlet odgrzany, ale czy smaczny?

Po drugiej stronie barykady

Dla przypomnienia, saga „Igrzysk Śmierci” opowiadała historię nastoletniej Katniss Everdeen. Bohaterka wygrywa coroczne, organizowane jako przestroga dla rebeliantów w kraju Panem, Igrzyska Śmierci, a następnie pomaga w organizacji rebelii i uwalnia kraj spod jarzma dyktatora, Prezydenta Snowa. Prequel cofa się 64 lata – do dziesiątych Igrzysk Śmierci, a głównym bohaterem jest właśnie… młody Coriolanus Snow (Tom Blyth). Tym razem historia przedstawiona jest z perspektywy bohatera uprzywilejowanego, który w ramach ostatniego egzaminu w szkole musi odpowiednio „wypromować” wylosowaną w igrzyskach Lucy Grey Baird (Rachel Zegler). Film przedstawia przebieg igrzysk i kiełkujące uczucie bohaterów oraz postępującą przemianę naszego protagonisty w głównego antagonistę całej serii.

Fot. Interia

Papużki nierozłączki

W związku z powyższym głównych bohaterów jest dwoje, ale na pierwszym planie zawsze jest Coriolanus – jego myśli, jego plany, jego ambicje. Samą prezencją Snow hipnotyzuje widza i z uwagą śledzi się jego poczynania. Pod koniec opowieści miałem pewne problemy ze zrozumieniem jego motywacji.  Czułem, jakby scenarzyści poprowadzili fabułę w taki, a nie inny sposób, tylko dlatego, że Snow „musi być zły i już”. Przez skupienie na jego charakterze trochę traci postać Zegler – najwięcej jest jej w pierwszym akcie opowieści i moim zdaniem jest to pierwszy film, w którym w końcu dostała coś do zagrania. Lucy Grey jest zadziorna, charakterna i posiada pewien „pazur”, przez który naprawdę chce się jej kibicować. 

W drugim akcie, czyli podczas igrzysk, bohaterka ta dostaje sporo scen akcji, w których sprawdza się również całkiem nieźle, choć nie jest idealnie.  Staje się niejako narzędziem w rękach Snowa, z którego perspektywy obserwujemy całą akcję – robi to, co każe Snow, wykorzystuje jego rady, sama ma mało  mocy sprawczej. W akcie trzecim charakter traci zupełnie – dostaje rolę „zakochanej ptaszyny”, śpiewa kilka piosenek, ale generalnie staje się obojętna zarówno widzowi, jak i głównemu bohaterowi. Prawdopodobnie taki był zamysł na tę postać – ukazać, jak oddala się od protagonisty. Osobiście czułem pewien niedosyt. Rachel Zegler potrafi dobrze śpiewać i dostaje parę wpadających w ucho utworów, ale wolałbym  popatrzeć, jak gra.

Fot. Glamour

Słoik z wężami

Reszta obsady to, przynajmniej dla mnie, lekki zawód. Pojawia się Hunter Schafer w roli kuzynki Snowa… na całe trzy sceny. Mamy też Petera Dinklage’a, który dostał rolę dziekana w kapitolskiej szkole, ale tak naprawdę to gra na autopilocie Tyriona Lannistera, a liczba scen z jego udziałem również nie powala. Niesamowita jest za to Viola Davis, w roli Dr Gaul, odpowiedzialnej za organizację samych igrzysk. Aktorka kradnie każdą scenę ze swoim udziałem i całe szczęście, że akurat jej jest w produkcji dużo. Jej postać wzbudza niezwykły respekt zarówno w bohaterach, jak i w widzach. Na osobną wzmiankę zasługuje Josh Andrés Rivera, grający Sejanusa, wokół którego kręci się większość akcji w trzecim akcie. Aktor przekonująco gra postać młodego buntownika, choć sam bohater zostaje przez scenariusz potraktowany bardzo po macoszemu.

Książka, ale na ekranie

Właśnie ze scenariuszem mam największy problem. Obraz zdaje się być bezpośrednim przeniesieniem książki na ekran, z zachowaniem podziału na rozdziały. O ile pierwsze dwa obserwuje się z zapartym tchem, o tyle trzeci zwyczajnie nudzi. Początek jest naprawdę świetny – dobrze wprowadza nam głównych bohaterów dramatu, wyjaśnia, z czym muszą się zmagać oraz pokazuje początek ich relacji. Na tym etapie naprawdę wierzyłem w te postaci i czekałem, co stanie się dalej. 

Zobacz też: Wiosna wcale nie taka Dziwna [RELACJA]

W drugim akcie dostajemy świetne sceny akcji. Igrzyska tym razem przedstawione zostały w znacznie bardziej dynamiczny sposób, bez dłużyzn znanych z oryginalnej serii. Przy okazji, są też bardziej prymitywne – więcej tu prostych potyczek między zawodnikami, aniżeli chowania się w lasach i uciekania przed komputerowo generowanymi psami czy małpami. Swoją drogą, sceny na arenie kręcone były we Wrocławiu i są świetne. Myślę więc, że mamy z czego być dumni.

Fot. RMF MAXX

Trzeci „rozdział” to za to potężny zjazd, zarówno poziomu, jak i zainteresowania widza.  Ostatnie 40 minut filmu całkowicie zmienia otoczenie oraz klimat. Pojawiają się  nowe postaci, które nie dostają niczego do zagrania, a główni bohaterowie całkowicie tracą charakter. Snow stawia pierwsze kroki jako typowy złol, choć nie ma ku temu żadnego dobrego powodu, Lucy Gray sobie śpiewa i nie robi nic ciekawego, a Sejanus jest gdzieś na uboczu i robi swoje. Ten akt jest zupełnie oderwany od całej reszty filmu i po prostu nie działa jako jego zwieńczenie. Może forma serialu działałaby tu lepiej?

Węże średnio jadowite

Podsumowując, ten film dla mnie idealnie oddaje ducha serii. Pierwsze dwie trzecie filmu to drugi najlepszy film z serii. Jeśli kiedyś zakochaliście się w uniwersum wykreowanym przez Suzanne Collins – biegnijcie do kina, nie zawiedziecie się. Zaprezentowana historia naprawdę wciąga, głównych bohaterów chce się śledzić, a lekko pokpiona obsada postaci pobocznych nie przeszkadza aż tak bardzo. W końcówce jednak coś się popsuło. Jest mi smutno, że tak dobry film nie dostał satysfakcjonującego zakończenia.  

Jak to mówią – nieważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz.