Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

Finał 23. Jazz Od Nowa Festival [relacja]

Dwa ostatnie dni 23. jazz Od Nowa Festival to była prawdziwa jazzowa uczta. Zarówno piątkowe jak i sobotnie występy nie pozwoliły toruńskiej publiczności odejść z poczuciem jakiegokolwiek niedosytu. Tak jak w przypadku poprzednich koncertów, jedną z mocniejszych stron dwóch ostatnich dni było zróżnicowanie stylistyczne.

DZIEŃ 3

MAZZOLL

fot.: Małgorzata Chabowska

Tak jak można się było spodziewać, występ Mazzolla nie miał w sobie nic z konwencjonalnej sztampy. Na początku zaprosił kilkoro ochotników i ochotniczek z widowni, aby usiedli razem z nim na scenie. Po nieco przydługim i przegadanym wstępie Mazolewski zastosował osobliwy zabieg. Zdjął ustnik z klarnetu basowego i zadedykował utwór Peterowi Brötzmannowi – legendzie free jazzu. Był on jednym z kilku mentorów Mazzolla, którzy inspirowali kompozycje wykonane przez artystę tego wieczoru. Z racji braku ustnika, dźwięk wydobywał się poprzez zamykanie i otwieranie klap instrumentu. Uzyskany efekt przypominał stukot dzięcioła. Następny utwór miał uhonorować absolutnego giganta hałaśliwej improwizacji – Dereka Baileya, który pokazał naszemu polskiemu artyście, że jazz to nie tylko USA. Ta kompozycja (zagrana już z ustnikiem) opierała się na niskich tonach przeplatanych bardzo wysokimi nagłymi dźwiękami, brzmiało to jak rozmowa liści drzew z korzeniami w bardzo gęstym lesie. Kolejne akordy poświęcone zostały Tonyemu Oxleyowi oraz Cecilowi Taylorowi – w kolejności – znakomitemu perkusiście i pianiście. Brzmienia uzyskane przez klarnecistę do złudzenia przypominały kłótnię krzykliwego, pijanego sąsiada ze straszą panią z 3. piętra. Zaczęło się wręcz agresywnie, by przejść do spokojniejszego fragmentu przypominającego koncert w przestrzennej tubie. Pojawiły się wyjątkowo rytmiczne, funkowe elementy, co było sporym zaskoczeniem i uważam rewelacyjnym pomysłem. Były one jednak tylko egzotycznym (w tym wypadku) preludium dla absolutnego szaleństwa i muzycznej anarchii.

fot.: Małgorzata Chabowska

Podróż do Azji

Następnym adresatem okazał się Giennadij Czamzyryn, czyli tuwińskiego pochodzenia szaman – muzyk, specjalizujący się w śpiewie gardłowym. Muszę przyznać, że to jak adekwatnie Mazzoll klarnetem zdołał oddać esencję tego rodzaju dźwięków, było niesamowite. Przy okazji tego rytmicznego, spirytualnego utworu, rozwiązała się zagadka taczki, która jak gdyby nigdy nic, stała nieużywana z boku. Na scenie pojawił się Maciej Karmiński z Toruńskiej Orkiestry Improwizowanej. Przesuwając pałeczką perkusyjną po taczce, uderzając w nią, zaczął wydobywać z niej dźwięki co najmniej niepokojące, jednocześnie doskonale dopełniające występ. Komu i w jaki sposób dedykowano ostatni utwór wieczoru, niech pozostanie tajemnicą obecnych tamtego wieczoru w Od Nowie. Koncert był przemyślany a zaprezentowany materiał nie tylko pokazał, jak bogate jest freejazzowe uniwersum, ale opowiedział fascynującą historię o jego wybranych przedstawicielach.

fot.: Małgorzata Chabowska

JACQUES KUBA SÉGUIN

fot.: Małgorzata Chabowska

Występ tego polsko-kanadyjskiego jazzmana był z pewnością jednym z najlepszych na tym festiwalu. Muzycy praktycznie od razu przeszli do rzeczy. Dwa pierwsze utwory pochodziły z najnowszego albumu Parfum no.1. Po ich zagraniu autor sam zaproponował ich interpretację: „Parfume no.1 widzę jako ten pierwszy moment, kiedy się psika tą perfume. Po francusku nazywa się les notes de tête, czyli te pierwsze nuty, które trwają bardzo krótko. Potem są les notes de coeur czyli nuty serca i na końcu les notes de fondes (w wolnym, tłumaczeniu nuty z tła przyp. red.) te nuty, które zostają na koniec dnia tego perfume. Połączyłem to z czyimś życiem. Z cyklem życia człowieka. Dzisiaj zagramy te pierwsze nuty, nuty dzieciństwa, pytania skąd i po co jesteśmy. Zapraszam na adventure in the sense of smell.” Pomysł przełożenia zmysłu węchu i świata zapachów na świat muzyki uważam za bardzo intrygujący. Dzięki temu kontekstowi, słuchając koncertu, zupełnie inaczej odebrałem znane mi wcześniej utwory. Trochę jakby ktoś mnie naprowadził na trop i pozwolił dalej iść samemu. Sama próba wyobrażenia sobie zapachu jako dźwięku, lub czegoś zawierającego w sobie ten dźwięk wydała mi się bardzo satysfakcjonująca w swojej abstrakcyjności.

fot.: Małgorzata Chabowska
fot.: Małgorzata Chabowska

Kompletny występ

Poza materiałami z Perfume no.1 Kuba zagrał Les Dèbut, Winter Winter, L’ècrivain czy I remember Marie in April. Poza melancholijną i liryczną trąbką Sèguin’a drugim najbardziej wyróżniającym się instrumentem był fortepian. Grał na nim Jean-Michel Pilc, który popisał się nienaganną techniką i ekspresją gry. Pozwolił sobie nawet na małe popisy, na przykład prawą ręką grając temat utworu a lewą, zamiast uderzać w klawisze, szarpał struny instrumentu. Uważam, że ten występ miał wszystko – eksperymentalną sekcję rytmiczną dzięki świetnemu Kevinowi Warrenie na perkusji oraz Rémi-Jean LeBlanc’u na kontrabasie, improwizację, baśniowość połączoną z wiercącym dziurę w brzuchu niepokojem i wreszcie absolutny jazzowy amok na zmianę z delikatnym, ciepłym brzmieniem trąbki Séguin’a.

fot.: Małgorzata Chabowska

FINAŁ

MICHAŁ URBANIAK ORGANATOR

Po tak udanym, festiwalowym piątku zastanawiałem się, czy sobota będzie równie satysfakcjonująca. Wątpliwości pierwszymi dźwiękami rozwiał Michał Urbaniak i jego Organator. Właściwie ciężko napisać coś więcej o tym koncercie niż to, że był to kawał porządnego jazzowego grania. Usłyszeliśmy Mister P.C. Johna Coltrane’a (genialnie dostarczone, nie udało mi się wychwycić choćby minimalnego zachwiania w trakcie zmian tempa). Energiczne utwory jak Happy People nie pozwalały siedzieć spokojnie, a spokojne ballady You Don’t Know What Love Is i Girl Talk wciągały w swój melancholijny, bluesowy klimat aż do wybrzmienia ostatnich dźwięków. Kajetan Galas popisał się naprawdę imponującym występem na organach Hammonda, pełnił rolę kleju i drogowskazu dla reszty zespołu. Uważam, że wszelkie porównania do Wojciecha Karolaka są nie na miejscu, tworzy on bowiem swoją własną, piękną historię i nie potrzebuje już żadnych punktów odniesienia. Stał się jednym z nich. Zarówno Frank Parker (perkusja) jak i Michał Urbaniak (saksofon) byli w najwyższej formie. Najstarsi stażem w Organatorze pokazali prawdziwą klasę. Szczególnie zaimponował mi Urbaniak, który nie próbował niczego udowadniać. Nie dominował, nie chciał skupiać uwagi publiczności na sobie. Pokazał, co to znaczy być prawdziwym, dojrzałym liderem.

fot.: Kajetan Składanowski

Prawdziwy popis

Koncert ten miał swoje dwie najjaśniejsze gwiazdy. Byli to zdecydowanie Piotr Wojtasik (trąbka) oraz Gabriel Niedziela (gitara). Wymyślne porównania i wyszukana frazeologia w przypadku ich występu nie mają większego sensu, ponieważ to trzeba było po prostu usłyszeć. Niedziela zagrał tak czysto i porywająco, że najprawdopodobniej był to najbardziej edukacyjny i inspirujący gitarowy wykład, jaki słyszałem na żywo. Wojtasik z kolei zdawał się chcieć roznieść swoją trąbkę w pył, tak energicznie przejmował skomplikowane pasaże od saksofonu Urbaniaka. Najbardziej ujęło mnie w grze, pochodzącego z Wrocławia trębacza, że cokolwiek grał, jego niepowtarzalne brzmienie od razu pozwalało rozpoznać twórcę. Nie mogę się doczekać ich kolejnego koncertu w tym składzie.

fot.: Kajetan Składanowski

ILONA DAMIĘCKA TRIO feat. MATUESZ SMOCZYŃSKI

Szczerze żałuję, że ten występ rozpoczął się niemal od razu po zakończeniu, odbywającego się w Auli UMK, koncertu Organatora. Gdyby nie to, w Od Nowie z pewnością pojawiłoby się więcej osób. Dlaczego żałuję? Ponieważ walor muzyczno-artystyczny tego wydarzenia przebił, moim zdaniem, niektóre z mających miejsce na scenie dużej. Ci, którzy jednak się pojawili, zostali poczęstowani wybuchową mieszanką jazzu z muzyką klasyczną. Artyści zagrali materiał z albumu Hope, między innymi: The Sea, Matrix czy Waltz For Master T.S – refleksyjny walc poświęcony Tomaszowi Stańce. Odniosłem wrażenie, że publiczności szczególnie spodobała się jednak Głupawka. Tytuł utworu w pełni odzwierciedla charakter kompozycji. Nietrudno było się zagubić w tym przemyślanym galimatiasie dźwięków. W porównaniu z oryginalnym nagraniem muzycy pozwolili sobie na trochę twórczej swobody. I bardzo dobrze. Mam nadzieję, że następnym razem Damięcka wraz ze swoim triem otrzyma więcej scenicznej przestrzeni i uwagi.

fot.: Kajetan Składanowski
fot.: Kajetan Składanowski

To już koniec

Po ostatnim koncercie przyszedł czas na Nocne Jazz Session i zasłużony sen po czterech intensywnych jazzowych wieczorach. Cieszy festiwalowa frekwencja i obecności kilku naprawdę młodych (i zadowolonych!) twarzy na widowni. Widzimy się już za rok, oczywiście w toruńskiej Od Nowie.

Relacja z pierwszych dwóch dni festiwalu tutaj.

Fotorelacja: M.Chabowska Fotografia & Kajetan Składanowski

fot.: Kajetan Składanowski