Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

ON AIR czyli zakończenie sezonu festiwalowego

Follow the Step nie zwalnia tempa i przybywa z kolejnym festiwalem. ON AIR Festival przyciągnął w drugi weekend września kilka tysięcy osób. Czy nowe dziecko jednej z największych polskich agencji koncertowych spełniło oczekiwania?

ON AIR Festival pojawił się na Facebooku 1 kwietnia, a już sześć dni później odsłonił pierwsze karty muzyczne. I to nie byle jakie – Tame Impala, Jorja Smith, Tash Sultana (pierwszy raz w Polsce!) czy Celeste (również pierwszy raz w Polsce). Ciekawi artyści, lokalizacja bardzo dobra (Lotnisko Bemowo, spory teren, dobrze skomunikowany), więc pomyślałem, że trzeba się wybrać. A do tego w kolejnych ogłoszeniach Jamie xx czy The Kooks, które całkowicie mnie przekonały.

Od pierwszych chwil po wejściu na teren widać było, że to za festiwal odpowiada Follow the Step. Zapożyczone z Festa instalacje świetlne, wesołe miasteczko, a nawet kubki z edycji z 2019 roku! Szkoda tylko, że nie można było ich zwrócić, co jest normą na innych festiwalach. Podobnie było z line-upem – był trochę chaotyczny, jakby chciał trafić we wszystkie gusta. Pierwsza ze scen była od razu przy wejściu, więc od razu pobiegłem zobaczyć Otsochodzi.

Dzień pierwszy

Chociaż publika odgrywa istotną rolę na wszystkich koncertach, to jednak szczególnie można to odczuć podczas występów raperów. Kilkutysięczne tłumy na koncertach takich artystów jak Tede czy Taco Hemingway robią wrażenie. A do tego większość z nich zna ich teksty na pamięć! Szkoda więc, że na występie Miłosza publika nie dopisała. Zapewne jest to wina wczesnej godziny. Nie należę do fanów najnowszego wydawnictwa Otso, ale koncertowo raper ten zawsze daje radę. Tak było i tym razem. Później szybko pobiegłem na maina, gdzie rozgrzewała się już Tash Sultana. Dobrze, że sceny nie były oddalone od siebie daleko – dzięki temu trudno było spóźnić się na koncert. Artystka dwoiła się i troiła używając kilkunastu instrumentów, co może tłumaczyć jej fenomen. Mnie jednak trochę to przytłacza i nie mogę znaleźć w tym wszystkim spójności. Słyszałem jednak opinię osób, które wyszły z tego koncertu zaczarowane, więc zapewne po prostu nie jestem targetem tej muzyki.

Bardziej jednak czekałem na koncert Jorji Smith, która na szczęście nie rozczarowała mnie swoim występem. Przepiękne, ciepłe brzmienie pozwoliło zapomnieć o chłodnej pogodzie i oddać się dźwiękom neo-soulu, a na koniec nawet tanecznego uk garage’u. Zmarźlakom na pewno pomógł Tymek, który rozgrzał namiot do czerwoności. Tutaj godzina zrobiła swoje – od 19:00 zdążyło na festiwal przyjść trochę osób, które wykrzykiwały jego teksty, wrzucając się w wir pogo. Sam artysta zadbał o oprawę wizualną i przyjechał z dobrze grającym zespołem, co również należy docenić. Zdecydowanie największe zaskoczenie pierwszego dnia, w przeciwieństwie od Jamiego xx

To miał być live act, a w rezultacie dostaliśmy DJ set. Szkoda. Ale jeszcze bardziej szkoda, że był on bardzo nierówny. Jamie nie zadbał o tempo przeplatając taneczne sztosy z zamulaczami. W pewnym momencie nawet zagrał italo disco, co tylko podkreśliło jego brak pomysłu na ten występ. Z bólem serca muszę przyznać, że na lepszą imprezę trafiłem w strefie iqosa, gdzie DJ serwował same disco hity. Na szczęście dzień zakończył się w świetnym stylu. Röyksopp od samego początku narzucili taneczne tempo i tego się trzymali. Mimo ogromnego zmęczenia nie mogłem ustać w miejscu i widziałem, że nie byłem w tym sam. Właśnie tak powinno wyglądać after party, gdzie cały namiot nie może oderwać się od tańca.

Dzień drugi

Kiedy wszedłem drugiego dnia na teren festiwalu dochodziły do mnie dźwięki koncertu Kaśki Sochackiej. To nie był zły koncert, był on jednak zbyt bezpieczny, przez co w ogóle nie mogłem się w niego wczuć. Mam wrażenie, że takich artystek słyszałem już mnóstwo i czuję przesyt takim graniem. Zdecydowanie bardziej czekałem na Alexandrę Savior, jednak mimo początkowego dobrego wrażenia, z biegiem czasu zacząłem czuć to samo co u Kaśki. To były ładne melodie, ale to niestety tylko tyle. Nie czekałem na Celeste, nie jestem fanem jej twórczości, ale bardzo dobra sekcja rytmiczna zachęciła mnie do pójścia pod scenę. I tutaj mam podobnie jak z Kaśką Sochacką – takich artystek było mnóstwo, więc po chwili zachwycania się zespołem, pobiegłem do namiotu.

The Comet is Coming widziałem w 2019 roku na OFF-ie i wiedziałem, że nie biorą oni jeńców. Podobnie było z Sons of Kemet na tegorocznym Open’erze. Natomiast koncert na ON AIR to było coś niesamowitego. Shabaka z kolegami serwował nam przez godzinę wariacje na temat jazzu, noise’u, a nawet metalu czy techno, a to wszystko w tanecznym pulsie. Uszy parowały, oczy wariowały (stroboskopy robiły robotę), a ja sam wyszedłem z koncertu… zmęczony nadmiarem wrażeń. Niesamowite przeżycie, które do dziś komentuję ze znajomymi. Kiedy dowiedziałem się, że Follow the Step ogłosiło powrót zespołu do Polski, to od razu zacząłem namawiać tych, którzy jeszcze nie widzieli ich na żywo.

Po wyjściu z namiotu skierowałem się w stronę main stage, z której dochodziły do mnie dźwięki The Kooks. To było bardzo przyjemne granie, trochę sentymentalne, wszak sam zespół bardziej święcił triumfy w latach 2006-2008 (choć ich nowa płyta jest warta uwagi). Z przyjemnością powspominałem gimnazjalne czasy i pośpiewałem takie hity jak Shine on czy Naive. Ogromne rozczarowanie przyniósł mi za to koncert Ralpha Kamińskiego. Przyznam, że choć nigdy nie byłem fanem jego studyjnej twórczości, tak koncertowo, za sprawą ekspresji oraz fantastycznego zespołu, był to pewniak. Niestety, artysta postanowił umniejszyć rolę instrumentów, a powiększyć elektroniki, co odebrało uroku jego występom. Pobiegłem więc pod scenę zobaczyć drugiego headlinera – Tame Impala. Ach, co to był za koncert pełny kolorów, fajerwerków i przede wszystkim przepięknych melodii. Można by rzec, że momentami było wręcz zbyt perfekcyjnie, ale właśnie taki to urok występów Kevina Parkera – podobnie było parę lat temu na Open’erze. 

Reasumując – to był dobry weekend. Mimo kilku niedociągnięć, wyszedłem z festiwalu usatysfakcjonowany. Szkoda, że pogoda nie dopisała – pozostaje liczyć, że w przyszłym roku będzie lepiej. W sprzedaży są już dostępne karnety na kolejną edycję. Zapisujcie w kalendarzu 8 i 9 września 2023 – ja już to zrobiłem.

[fot. Zuza Sosnowska/materiały prasowe]