Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

Kabanos, grupa powstała w Piasecznie w 1997 roku, sama określająca się jako „ewenement polskiej sceny niezależnej, zespół taki sam jak żaden”, przywitała rok 2013 nową płytą studyjną. „Na pudle” nie jest jednak premierowym wydawnictwem sensu stricto – to krążek zawierający akustyczne wersje utworów znanych z 3 poprzednich płyt zespołu.

Twórczość kapeli to głównie żywiołowa, oparta na stosunkowo ciężkich punkowo/rockowo/metalowych brzmieniach muzyka, wzbogacona ocierającymi się często o absurd tekstami (flagowe numery Musztarda na Brodzie czy Baba i Dziad są tego doskonałym przykładem). 3 dotychczas wydane płyty utrzymane są w podobnym klimacie, kapela z krążka na krążek udoskonaliła swój warsztat i studyjną jakość, podpierając w/w aktywną działalnością koncertową, co przysporzyło grupie rzeszy oddanych fanów (kto był na koncercie, wie o czym mówię).

Nowa płyta przynosi jednak spore zaskoczenie spowodowane zmianą stylistyki – żywy, ciężki łomot zastąpiony został akustycznym, rzewnym graniem, przywodzącym na myśl harcerskie muzykowanie przy ognisku (kto wie czy muzycy nie pomyśleli o tym samym zamieszczając w książeczce dodanej do płyty zapis tekstów i akordów). Czy eksperyment się udał? No właśnie chyba nie do końca. Nie da się niestety rozśmieszyć publiki odpowiadając tylko pół żartu – a tak właśnie brzmi omawiana płyta. Pozbawienie kawałków ciężkiego akompaniamentu, który w kontraście z tekstami stanowił największą zaletę zespołu, pozostawił niestety króla nagiego.

Nie wiem za bardzo, do kogo poza oddanymi fanami „Na pudle” jest adresowana. Dotychczasowi zainteresowani cięższą odsłoną twórczości zespołu będą kompletnie zawiedzeni – płyta jest po prostu nudna, kawałki oparte w większości na 2, 3 akordach są zbyt jednostajne, co sprawia, że całość wydaje się usypiająca i jest bardzo trudna do przebycia. Miłośnicy twórczości akustycznej mogą natomiast nie dać sobie rady z tekstami, które w zestawieniu z quasi nastrojowym i klimatycznym graniem potwornie irytują.

Nowa płyta przynosi jednak spore zaskoczenie spowodowane zmianą stylistyki – żywy, ciężki łomot zastąpiony został akustycznym, rzewnym graniem, przywodzącym na myśl harcerskie muzykowanie przy ognisk.

Chwalić grajków należy za odwagę i chęć poszerzania doświadczeń czy niemałe zaangażowanie (płyta wydana została własnym sumptem), nie można im również odmówić ogromu pracy włożonej w ten krążek (na płycie słychać m.in. dwunastostrunową gitarę akustyczną, drumlę, harmonijkę ustną, cymbałki, kongi i pianino) i z tego jedynie powodu można ten tytuł pozytywnie traktować. Jako bonus dla fanów, słuchaczy znających doskonale dotychczasową twórczość będzie to z pewnością rzecz warta uwagi, reszta może sobie jednak spokojnie nowy krążek odpuścić.

Z grzeczności napiszę jeszcze o jedynej premierowej kompozycji z nowego krążka. „Marysia”, zupełnie poważna kompozycja opowiadająca o nieszczęśliwej miłości, brzmi niestety jak biedniejszy utwór z dorobku Happysad czy innego Akurat. Dziękuję, postoję.

Nie mam zamiaru pastwić się nad tym krążkiem, po pierwsze z racji tego, że nie jest to regularne wydawnictwo, a forma pewnej ciekawostki i prezentu dla fanów. Po drugie za sam pomysł, nakład pracy, szczere chęci oraz bardzo ciekawe wydanie warto przymknąć oko na ten tytuł oczekując kolejnej oficjalnej płyty. Odpalam sobie tymczasem Kiełbie we Łbie.

Damian Wiśniewski