Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

Municipal Waste – The Fatal Feast (2012)

Białe adidasy, jeansowe kurtki, podarte spodnie, długie pióra i klasyczny thrash metal – muzyczny powrót do przeszłości fundują dziś młode wilki z Municipal Waste. Niezbędny prowiant na drogę? Zapas browara i The Fatal Feast – piąty studyjny album amerykańskich thrasherów z Virginii.

Jeśli znacie którąś z poprzednich płyt kapeli, w zasadzie wiecie o czym będzie mowa. Nowy krążek Odpadów Komunalnych nie przynosi w sferze merytorycznej absolutnie żadnych nowości. W kontekście zmiany wydawcy (którym jest dziś różnie oceniany niemiecki moloch Nuclear Blast) to z pewnością czysty pozytyw. Wciąż mamy do czynienia z jednostajnym, szybkim, punkowym w swoim zacięciu, bezkompromisowym, klasycznym i przebojowym thrashowym materiałem. Numery pędzą na złamanie karku, nie zostawiając słuchaczowi miejsca na oddech.

 

Niezwykle ciężko jest zbudować solidną i rozpoznawalną markę w gatunku do cna ogranym, tym bardziej, że podobnym łojeniem zajmuje się statystycznie co 3 zespól metalowy. Municipal Waste ta trudna sztuka już się udała, a nowa płyta tylko to potwierdza.

36 minut podzielonych na 16 ścieżek, które swoją szybkością prześcigają niejeden odrzutowiec. Przerwy między numerami są z resztą czysto umowne – często kolejny utwór zaczyna się w tym samym miejscu co poprzednik, co zapewniają odpowiednią intensywność i mięsistość całości.

Rzeczą uderzającą słuchacza od pierwszego już przesłuchania jest niesamowita przebojowość tego materiału. Każdy kawałek, choć zagrany w ramach klasycznego do bólu thrashu to bezkompromisowy strzał zaciśniętą pięścią miedzy oczy. Cięte, zmuszające do nieustannego headbangingu riffy, chwytliwe melodie, krótkie ostre solówki, wszystko opatrzone nowoczesnym soundem – swoboda, fun i 100% czadu.

Oprawa graficzna krążka również zasługuje na pochwałę. Świetna grafika zdobiąca okładkę, przywodząca na myśl post-apokaliptyczne klimaty, doskonale koresponduje z zawartością płyty.

Ostatnio przy obcowaniu z młodą amerykańską sceną thrash tak dobrze bawiłem się przy okazji „Waking Into Nightmares” Warbringer. O ile Kalifornijczycy nie osiągneli ostatnim wydawnictwem minimum olimpijskiego, MW klepnęło go z palcem w nosie.

Niezwykle ciężko jest zbudować solidną i rozpoznawalną markę w gatunku do cna ogranym, tym bardziej, że podobnym łojeniem zajmuje się statystycznie co 3 zespól metalowy. Municipal Waste ta trudna sztuka już się udała, a nowa płyta tylko to potwierdza. Udowadniając przy okazji, że klasyczny styl można celebrować w prawdziwie masakrujący sposób.

Absolutnie fantastyczny materiał.

9/10 by Synu.