Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

Taniec w dialogu ze sztuką – KLAMRA 2024

Trzeci dzień 32. Alternatywnych Spotkań Teatralnych KLAMRA przebiegł pod znakiem dialogu tańca z innymi formami sztuki, kolejno teatru oraz malarstwa. Na dużej scenie uczestnicy festiwalu mogli oglądać spektakl Zuzanny Kasprzyk oraz Andrzeja Molendy pt. „Praca”, a w Galerii „Dworzec Zachodni” wziąć udział w wernisażu oraz improwizacji tanecznej artystki Justyny Grzebieniowskiej-Wolskiej kolejno pt. „Narodziny” oraz „Motyl”.

Zuzanna Kasprzyk/Andrzej Molenda – „Praca”

Zuzanna Kasprzyk oraz Andrzej Molenda to duet artystyczny, który w swojej twórczości podejmuje się tematu somatyki czy badań nad wiedzą ucieleśnioną. Owocem tych inspiracji są obrazy niejednoznaczne i zostawiające przestrzeń dla przepływu swobodnych powiązań. Podobny cel przyświecał także ich spektaklowi „Praca”, który na dużej scenie oglądać mogli uczestnicy festiwalu. Chociaż jest on przede wszystkim wirtuozerskim widowiskiem tanecznym, zawiera pewne elementy tworzące siatkę skojarzeń, nie narzucając przy tym odbiorcom jednoznacznej narracji.

fot.: Anna Jankowska


Punktem wyjścia dla spektaklu jest kula, będąca pamiątką rodzinną Andrzeja Molendy. Ten niewielki, acz ciężki przedmiot jest metaforą problemów w życiu codziennym: czegoś, co nam ciąży, lecz z czym musimy nauczyć się sobie radzić. W taki też sposób, w formie na wpół improwizowanego układu, w dialog z kulą weszli tancerze (Emilia Biskupik, Paweł Grała, Zuzanna Kasprzyk, Sara Kozłowska i Adam Kuza). Ważnym warunkiem było to, aby rekwizyt traktowany był jako równy partner i aby niejako to on prowadził performera. Podczas każdej solówki uwidaczniał się charakter tancerza, jego stosunek do problemu w postaci kuli, jego możliwości fizyczne jak i psychiczne. Nie wszyscy podeszli do zadania w sposób jednakowy. Pierwszy z występujących, Adam, samego przedmiotu praktycznie nie dotykał, podczas gdy kolejna tancerka, Emilia, użyła jego ciężaru jako napędu motorycznego dla swojego układu. Największym zaskoczeniem okazało się solo ostatniego performera, Pawła, który spontanicznie dodał do spektaklu aspekt komedii improwizowanej.
Na uwagę zasługuje także strona audiowizualna, która choć minimalistyczna, to przemyślana w każdym aspekcie. Podkładem muzycznym dla osób występujących na scenie był grany na żywo blues (w wykonaniu Patryka Zakrockiego), który przez dekady towarzyszył ludziom pracy oraz ich ogromnemu wysiłkowi fizycznemu. Stąd też ubiór tancerzy – wszyscy mają na sobie niebieskie jeansy, kojarzone tradycyjnie z ubiorem roboczym. W założeniu twórców grupa tancerzy obserwująca każdy pojedynczy ruch występującego w danej chwili, miała przypominać dynamikę pomiędzy robotnikami na placu budowy. Kolejnym pełnoprawnym aktorem w „Pracy” jest światło, nad którym pieczę sprawowała Ewa Garniec. Każdy z występujących oświetlony jest w inny, charakterystyczny sposób, czasami „partneruje” im ich własny, rzucony na pobliską ścianę cień.

Czy w takim razie te artefakty wystarczą, aby stworzyć spójny oraz interesujący spektakl dla widza na co dzień nie zainteresowanego teatrem tańca? Moim zdaniem siła tego widowiska tkwi przede wszystkim w jego nieprzewidywalności. Twórcy „Pracy” bardzo dbali o to, aby możliwym było granie go w różnym składzie, nie tylko w razie wypadków losowych, ale także po to, aby pozostał on dziełem otwartym. Improwizacja wspomnianego już wcześniej Pawła Grały osobiście zapadła mi, jak i prawdopodobnie reszcie widowni, najbardziej w pamięć i to nie tylko dlatego, iż występował on jako ostatni. Jako że praktycznie cały spektakl był niemy, a tancerze nie mieli nawet podpiętych mikrofonów, dużym zaskoczeniem było usłyszenie pełnych zdań z ust performera. Po wypowiedzeniu słów „No cóż, taka praca”, z uśmiechem na ustach zaczął on w niekontrolowany sposób skakać wokół leżącej na parkiecie kuli, wywołując przy tym salwy śmiechu na widowni. Dało odczuć się, że tancerz niejako przebił bańkę pewnego patosu, który towarzyszył spektaklowi przez cały czas jego trwania. Użycie przez Grałę słowa „praca” stało się niemalże meta komentarzem do tematyki widowiska, a odbiorcy faktycznie mogli poczuć się integralną częścią wystawianego dzieła. Trochę więc żałuję, że twórcy nie pokusili się o granie podobnymi motywami dalej i nie zdecydowali się na improwizację totalną, nie tylko od strony układu tanecznego.

[Przeczytaj relację z ubiegłorocznej KLAMRY]

fot.: Anna Jankowska


Dla niedzielnego odbiorcy całość może okazać się trudna do uważnego śledzenia, mimo że sztuka nie trwa długo. Niewątpliwie „Praca” zostanie doceniona przez sympatyków teatru tańca. Zuzanna Kasprzyk oraz Andrzej Molenda są prawdziwymi profesjonalistami w swojej dziedzinie, o czym świadczą widoczne inspiracje teoriami Rudolfa Labana Embodied Heurisitic, 4E Cognition czy Body-Mind Centering®, doskonale znane w środowisku tańca artystycznego.

Wernisaż i taneczny performans – „Narodziny” oraz „Motyl”

fot.: Anna Jankowska

Wydarzeniami towarzyszącymi trzeciemu dniu KLAMRY (zważając na tematykę prawdopodobnie nieprzypadkowo) były wernisaż wystawy oraz akompaniujący mu performance Justyny Grzebieniowskiej-Wolskiej. Ta, będąca adiunktką w Zakładzie Malarstwa na Wydziale Sztuk Pięknych UMK, artystka w swoich pracach łączy ze sobą jednoczesną miłość do tańca oraz sztuki. W swoim cyklu obrazów pt. „Taniec emocji”, za pomocą mnogości kolorów oraz nietypowych faktur Grzebieniowska-Wolska stara się oddać pantominę ruchu tańców afrokubańskich. Impresjonizm tych przedstawień podkreślony jest także przez własny układ taneczny, wykonywany przez ich twórczynię. Jego tytuł, „Motyl” odnosi się do zakończenia improwizacji – w finalnym ruchu artystka rozpościera noszoną przez siebie powiewającą spódnicę, co przypomina skrzydła tego dostojnego owada. Całość wydarzenia miała niezwykle pozytywny wydźwięk. Malarka nie kryła swojego wzruszenia, dziękując organizatorom za możliwość zrealizowania w pełni swojego pomysłu na ten wernisaż. Emocje udzieliły się także odbiorcom, którzy nagrodzili Grzebieniowską-Wolską gromkimi brawami.

fot.: Anna Jankowska

[fot. okładkowe: Anna Jankowska]