Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

A po maturach chodziliśmy na krańcówkę… Sfera On The Road #20

Niektórzy powiedzą wam, że Łódź jest stolicą polskich murali, przepięknym miastem, gdzie nowoczesna architektura przeplata się z budynkami z czerwonej cegły i znajduje dla tego połączenia idealny balans. Jednocześnie, odezwą się głosy, iż w Łodzi nie ma nic oprócz przedpotopowych tramwajów i gołębi zdrapujących tynk z kamienic. A jak jest naprawdę? Przekonajcie się sami.

Las, pola, wiatraki i napis „ŁKS robi herbatę z wody po pierogach”… CHWILA, CO? A no tak, pociąg właśnie wjechał do Łodzi. Serducho zaczyna szybciej bić. Przyjaciele już czekają na stacji, mama dzwoni ze zgierskiej metropolii, że zalewajka w domu stygnie. Mamo, i tak wsunę ją w 5 minut – w końcu wieczorem idziemy z ekipą na Piotrkowską.

zdjęcie: Maria Bednarek

Ta licząca sobie 4,2 km ulica jest tętniącym sercem miasta. Spacerując nią za dnia, można się pokusić o nazwanie jej architektonicznym cudem. Piękne kamienice z płaskorzeźbami stoją obok ogromnych szklanych budynków, na dziedzińcach pomiędzy nimi znajdują się puby, a wszystko to pokrywają murale. Jak to wszystko do siebie pasuje, spytacie. Otóż Łódź, trochę tak jak Wenecja, w jakiś dziwny i nieznany sposób znajduje porządek w chaosie.

zdjęcie: Maria Bednarek

Gdybym chciała opowiedzieć wam o każdym ukrytym na Piotrkowskiej dziedzińcu, który zasługuje na poznanie, ten artykuł musiałby zostać zaopatrzony w spis treści. Dlatego też skupię się na miejscach najbliższych mojemu sercu, do których najczęściej wracam myślami i takich, które po prostu trzeba zobaczyć.

zdjęcie: Zofia Zylak

Pasaż Róży – jedna z pierwszych fraz, która wyskoczy wam w necie, po wpisaniu w wyszukiwarkę „miejsca do zobaczenia w Łodzi”. Owszem, wygląda niesamowicie. Owszem, można tam porobić świetne zdjęcia. Ale powiem wam jedno – tym, co najbardziej robi wrażenie, jest historia tego miejsca. Kiedyś wiele razy przechodziłam przez ten dziedziniec, zupełnie jej nie znając. Jednakże tysiące potłuczonych kawałków luster nie zostało przyczepione do ścian kamienic przypadkowo. Córka autorki owej instalacji – Joanny Rajkowskiej – chorowała na raka oka. Pasaż ma przypominać o tym, jakim darem jest możliwość widzenia, a kawałki luster, ułożone w kształt siatkówki, sprawiają, że ciemne kiedyś podwórko, stało się świetlistym przejściem z Piotrkowskiej do Manufaktury. Lustra wydają się otaczać przechodniów z każdej strony, zachwycają swoim wyglądem, zachęcają do robienia zdjęć, a przede wszystkim czekają, aż któryś spacerowicz, odłoży na chwilę swój aparat i zerknie do internetu, by poznać kryjącą się na tym podwórku historię.

zdjęcie: Zofia Zylak

A skoro mowa o podwórkach na Piotrkowskiej, należy wspomnieć o tym najbardziej rozrywkowym. OFF Piotrkowska –  miejsce, w którym można znaleźć absolutnie wszystko. Idealne, by w długie letnie dni zjeść dobre lody i upolować pyszny ramen. Iście łódzki sposób na zakończenie wakacyjnego dnia to piwko wypite na jednym z rozłożonych na OFFie leżaków i seans kina plenerowego z przyjaciółmi. Miejsce to, pod osłoną nocy, nabiera zupełnie innego wymiaru…

 

Spaleni Słońcem” – subiektywnie, jeden z lepszych pubów w Łodzi. Subiektywnie, bo pracuje tam nasz ziomek i często niegęsto sypnie jakąś zniżką. Jakby co, pytajcie o łysego gościa w golfie i mówcie, że jesteście ode mnie. Albo da wam zniżkę, albo naliczy podwójnie, ale bez ryzyka nie ma zabawy, prawda?

Przy wyjściu z OFFa znajduje się stały punkt programu, który zdecydowanie okazał się ratunkiem dla niejednej grupy opuszczającej ten teren. Chińczyk. Gdybym mogła wystawić mu ocenę, dałabym pięć gwiazdek za lokalizację i pięć gwiazdek za te ogromne porcje. Serio, niebo w gębie.

I tym sposobem trafiamy znowu na Piotrkowską. Światła ulicznych barów rozjaśniają niebo, murale wychylają się zza rogów, a uliczni muzycy prześcigają się w coraz to nowszych utworach. Achhh, ta kochana ulica zachwyca o każdej porze roku, ale już zwłaszcza w czasie „Light Move Festival”. Idzie wtedy pomyśleć, że pochodzi ona z innej planety – każda kamienica bez wyjątku jest podświetlona. Naprawdę nie wiadomo, na czym skupić oczy.

I gdzieś w środku tego łódzkiego chaosu mieści się Plac Wolności, w którego centrum króluje Tadeusz Kościuszko. Jest to początek Piotrkowskiej, a zarazem początek wielu spotkań. Już tłumaczę dlaczego. Jakaś mądra głowa zawsze rzuci tekstem „Dobra, to ty idź od swojej strony Piotrkowskiej, ja od swojej i jakoś się złapiemy?” NIE. Nie złapiemy się, wierzcie mi na słowo. Poza tym trzeba przyznać, całkiem ładny jest ten nasz Plac Wolności.

zdjęcie: Maria Bednarek

zdjęcie: Maria Bednarek

A jaka jest główna rola Piotrkowskiej? Niektórzy chodzą tam po oprawki do okularów, niektórzy wybierają się na obiad, więc myślę, że dla każdego jest ona czymś innym. Będzie marzeniem dla miłośników spacerów, rajem dla imprezowiczów i ratunkiem dla uczniów XXI LO lecących po kebaba na przerwie.

zdjęcie: Maria Bednarek

Czy całe życie w Łodzi kręci się wokół jednej ulicy, spytacie zaraz? Jasne, że nie. Łódź to przede wszystkim piękne kamienice i wysokie biurowce, ale też małe podwórka i stojące tam drogie auta. Łódź to głośna i huczna Piotrkowska, ale też spokój i cisza urokliwych łódzkich parków.

zdjęcie: Maria Bednarek

zdjęcie: Zofia Zylak

Łódź to lite szkło żyjące w symbiozie z czerwoną cegłą. I niech to zdanie będzie zapowiedzią Manufaktury. „Manu”, to dawna fabryka Izraela Poznańskiego, w której obecnie mieszczą się wszystkie rozrywki tego świata. Centrum handlowe, kino, kręgielnia, bilard, restauracje, ścianka wspinaczkowa, laser games – naprawdę mogłabym do końca życia opisywać wam wszystkie te atrakcje. Na dachu budynku znajduje się tyrolka, która przejeżdża nad rynkiem zewnętrznym Manufaktury. W zimę znajdują się na nim stoiska z grzańcem, oscypkami i wieloma innymi rzeczami. Rynek może się wtedy pochwalić także lodowiskiem, a w okresie świątecznym ogromną choinką. Ale dla mnie, atmosfera Manufaktury najfajniejsza jest latem. Na środku rynku pojawia się wtedy plaża, dzieciaki bawią się w tryskających wodą fontannach, a jakaś drużyna rozgrywa mecz siatkówki.

zdjęcie: Maria Bednarek

I tym sposobem, powoli zaczyna gonić nas czas. Trochę tak jest, że w Łodzi wszystko dzieje się szybko, każdy pędzi w jakimś znanym tylko sobie kierunku. Stańcie kiedyś na chwilę w stajni, a zobaczycie, jak co kilka minut podjeżdża nowy tramwaj, który zabiera jednych ludzi, a wysadza drugich. Gwoli wyjaśnienia – stajnia, a w pełnej nazwie Stajnia Jednorożców, to dworzec tramwajowy, który ze względu na swój kolorowy dach otrzymał tę wdzięczną nazwę. Bez sensu by było, gdyby stajnia stała pusta, dlatego ma ona swojego jednorożca.

zdjęcie: Zofia Zylak

zdjęcie: Maria Bednarek

Łódź jest na tyle dużym miastem, że prawdopodobnie każdy opisałby je w inny sposób. Ja mogę tylko przedstawić wam swoje spojrzenie podyktowane miłością do tego miasta i ludzi w nim żyjących. Czym dla mnie jest Łódź? Jest mamą zabierającą małą mnie na spacery do parku Słowackiego, po to, żebym za kilkanaście lat nadal chodziła tam spacerować z moją przyjaciółką i jej psem. Jest małą zapomnianą kamienicą, w której mieszkałam, i która dziś znajduje się obok tętniącej życiem Manufaktury. Jest moim liceum i napisaną maturą, którą poszliśmy uczcić na Piotrkowskiej. Jest jazdą autem z moimi przyjaciółmi i śpiewaniem piosenki „Awinion” zespołu Kombi. Jest tym dobrym drinkiem zrobionym przez kolegę barmana w „Spalonych Słońcem”, wschodem słońca na dworcu Kaliskim podczas jazdy na poranne koło debat, aż wreszcie miejscem, do którego zawsze najchętniej będę wracać.

zdjęcie: Maria Bednarek

A na sam koniec, zostawiam was z iście łódzką playlistą zawierającą ulubione utwory klubowe moje i moich przyjaciół, piosenki do śpiewania w aucie i takie, które po prostu wywołują u nas ciepłe wspomnienia. A przez „iście łódzką” rozumiem playlistę chaotyczną tak jak to miasto, ale taką, w której sami musicie spróbować doszukać się pewnego porządku.

https://open.spotify.com/playlist/1skEPMGzwDMN7ZN8p4CFjn?si=9ff7806587a74757

zdjęcie: Aleksandra Żurek

A, jeszcze jedno, prawie bym zapomniała. Jeśli zdarzyło się wam wygooglać ostatnie słowo tytułu, lub też jakieś inne niezrozumiałe słowa użyte w tekście, zostawiam was z kieszonkową wersją słownika łodzianizmów:

  1. krańcówka – pętla lub przystanek końcowy linii komunikacji tramwajowej, lub autobusowej,
  2. zalewajka – tradycyjna wiejska zupa, raczej biedna zawierająca ziemniaki tłuczone lub pokrojone w kostkę,
  3. angielka – bułka paryska,
  4. migawka – bilet miesięczny na komunikację miejską,
  5. chachmęcić – kombinować,
  6. foliówka – reklamówka,
  7. lajpo/limo – podbite oko,
  8. taryfa – taksówka,
  9. trambambule – piłkarzyki.

Zapraszam też do ostatniego odcinka Sfera On The Road, gdzie można pospacerować razem z Kacprem po Grudziądzu.

[grafika: Olek Dudiak]