Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

KRZTA.KONCERT.TORUŃ [RELACJA]

W obecnej sytuacji każde wydarzenie, które ostatecznie się odbędzie jest świętem. Okazję do celebracji dostali fani mocnych brzmień, którzy w niedzielę 23 stycznia pojawili się w klubie NRD, by zobaczyć na żywo Krztę oraz MOAFT.

Niestety, na dwa dni przed koncertem swój udział odwołać musiał Zespół Sztylety. Liczę na to, że ta świetna kapela odwiedzi ze swoimi hitami Toruń jak najszybciej.

Trzej schludnie ubrani i – jak się chwilę później miało okazać – bardzo sympatyczni panowie z MOAFT wyszli na scenę w NRD jako pierwsi. Puszczone z taśmy damskie, folkowe wokale zwiastowały Lipushkę – mój ulubiony utwór zespołu. Od początku potrafili osiągnąć ze swoimi instrumentalnymi utworami bardzo dobre, gęste i tłuste brzmienie. Często zmieniały się nastroje i tempa narzucane przez sekcję rytmiczną, a brak wokalisty rekompensowała wymyślna gra gitarzysty.

–Jak się nazywa kolejny utwór? – spytał w pewnym momencie do mikrofonu odpowiedzialny za konferansjerkę między piosenkami gitarzysta – Chłopaki, wiecie?
Stojący obok basista ze zdziwioną miną pomachał głową z zaprzeczeniem.
O tym nie można mówić, o tym trzeba milczeć – pomógł perkusista.
–O właśnie! Bo my – zwrócił się do publiczności – kawałki inaczej zapamiętujemy. Tym-ty-rym-tym, prawda?
–Dokładnie tak – przytaknął siedzący za bębnami mężczyzna.

W końcówce swojego występu panowie zagrali piosenki, które, jak określił szanowny konferansjer, były eksperymentalne. Z tego powodu muzykom kilka razy zdarzyło się pomylić w złożonych strukturach utworów, lecz nie zepsuło to miłej i bujającej atmosfery koncertu.

Wraz z zakończeniem występu MOAFT zakończyły się również przyjemne doznania muzyczne. Krzta, która tworzy muzykę głośną i trudną w odbiorze, wyrzuca z siebie wszystkie możliwe negatywne emocje. Koncert idealnie odwzorował zawartą na ostatniej płycie grupy ŻÓŁĆ.NISZCZENIE.ZGLISZCZE muzykę. Dobrze współgrające z charakterem twórczości zespołu suche i nieprzystępne brzmienie, świetne opanowanie skomplikowanych utworów, brak kontaktu z publicznością oraz widoczna w ruchach i na twarzach muzyków zła energia, którą za sprawą swojej muzyki mogą z siebie wyrzucić – wszystko współgrało ze sobą w doskonały sposób.

Za sprawą nawałnicy sprzężeń i kontrolowanego hałasu, w koncertowej salce NRD zrobiło się duszno, nie tylko ze względu na rzeczywiście zbyt wysoką temperaturę wewnątrz. Myślę, że wszyscy doceniający zeszłoroczny album Krzty wyszli z klubu usatysfakcjonowani.

[fot.: Dominika Czaja; Dominika Czaja Fotografia]