Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

Starożytny tyran na deskach współczesnego teatru – recenzja „Edypa Tyrana”

Mężczyzna, który chce uzdrowić państwo, lecz sam nie wie, że jest jego główną chorobą. Taki jest motyw przewodni spektaklu  „Edyp Tyran” w reżyserii Wojtka Klemma. Premiera odbyła sie w sobotni wieczór 24 marca w Teatrze im. Wilama Horzycy w Toruniu. Jest to przedstawienie o pysze, dążeniu do władzy i kobietach.

Starożytny tekst dramatu Sofoklesa przedstawia historię króla Edypa. Jest on ofiarą rodzinnej klątwy (przepowiedni, według której miał dopuścić się kazirodztwa i ojcobójstwa). Ucieczka przed przeznaczeniem  zaprowadziła go na tron Teb, który przejął po Lajosie, a nawet poślubił jego żonę.  Jednak gdy miasto zaczęło spotykać coraz więcej nieszczęść udał się on do wróżbity Tejrezjasza, który uświadomił mu, że przed wyrokami boskimi nie ma ucieczki. Starogrecki dramat odnalazł swoje przełożenie na współczesność w spektaklu „Edyp Tyran” na deskach Horzycy. Dał on jednak niezwykle aktualne i świeże spojrzenie na dramat Sofoklesa.

W sobotni wieczór zobaczyliśmy historię „rozpadu” człowieka oraz społeczeństwa zarówno na tle politycznym jak i rodzinnym. Historia Edypa została przedstawiona w dynamicznym ujęciu Wojtka Klemma. Reżyser mieszkający obecnie w Berlinie pokazał wielowymiarową opowieść o tragicznym losie człowieka, który pragnął uzdrowić swoje otoczenie nie zdając sobie sprawy, że sam jest główną przyczyną jego choroby. Z minuty na minutę obserwujemy narastający moralny upadek, przerażenie i rozpacz. Wystąpiły tu znaczne wątki polityczne i religijne, które nie mogły pozostać niezauważone. Jednak widz może spać spokojnie – nie naruszają one istotnie odczuć odbiorcy w tej kwestii, gdyż są dawkowane w subtelny i inteligentny sposób.

Aktorzy, których zobaczyliśmy w „Edypie Tyranie” nie zawiedli naszych oczekiwań. Wszyscy zaprezentowali aktorskie kreacje z najwyższej półki. Z pewnością nie można pominąć kwestii sprawności fizycznej, która odgrywała niezwykłą rolę w spektaklu. Wymagała tego fenomenalnie przygotowana scenografia przez Michała Korchowca złożona między innymi z wysokich na kilka metrów schodów, blaszanych rur i otworów w podłodze. Warto wymienić nazwisko Bartosza Woźnego, który wcielił się w tytułową postać Edypa. Targający ciałem strach, złość i pragnienie władzy dało się odczuć z każdej sekundy, w której aktor znajdował się na scenie. Należałoby wspomnieć, że tego samego wieczoru Bartosz Woźny otrzymał nagrodę Wilama w kategorii Najpopularniejszy Aktor. Również Matylda Podfilipska zaprezentowała na scenie niecodzienne połączenie lekkości, kobiecej zmysłowości z emocjonalnym napięciem. Postać Antygony, w roli której zaprezentowała się Joanna Rozkosz razem z Jokastą są drogowskazami Edypa na różnych etapach dramatu. Antygona jest pryzmatem, przez który widz postrzega rzeczywistość kreowaną na scenie.

Nie bez powodu wspomnieliśmy o dwóch rolach kobiecych. Częściowo odpowiedzialny jest za to fakt, że kobiety odgrywały niezwykle ważną rolę w „Edypie Tyranie”.  Jednak główną postacią i tak pozostaje Edyp – oszołom, tyran, który próbuje za wszelką cenę utrzymać władzę w państwie i uciec przed tragicznym losem. Jednak w tym momencie musimy podkreślić, że niektóre jego kwestie były wydłużone. Spektakl był fizycznie i fabularnie bardzo dynamiczny, ale pomimo tego niektóre monologi trwały zbyt długo.

Konwencja człowieka, zmagającego się z konsekwencjami własnych czynów, zwłaszcza kosztem innych, nie jest obca w żadnej kulturze. Jednak dwa tysiące lat istnienia tekstu i odważne spojrzenie reżysera na świat wprowadziły do toruńskiej interpretacji znanego dramatu dużo ekspresji i niejednoznacznych nawiązań. Ogień żądzy, szarość obywateli, fuksja pożądania i błękit beztroskiego dzieciństwa tworzą paletę tego przedstawienia.

Katarzyna Grochowalska i Olek Dudziak

[fot. Monika Stolarska]