Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

Tofifest 2015: „Lunatycy” – nocne seanse zagadkowe i mroczne

W tym tygodniu w salach kinowych spędziłam kilkadziesiąt godzin. Bywało, że pierwszy interesujący mnie film zaczynał się z samego rana, a ostatni kończył na długo po zapadnięciu zmroku. Nic dziwnego, że organizatorzy, media i co najwytrwalsi kinomani wyglądają na finiszu festiwalu niczym zombie. Nie bez powodu też jedno z pasm nosi wiele mówiącą nazwę „Lunatycy”.

Trzy wyjątkowe seanse, rozpoczynające się punktualnie o 23.00 – „Drawing Restraint 9”, „Człowiek słoń” i „Donnie Darko”.

Człowiek słoń” to obraz Davida Lyncha („Dzikość serca”, „Miasteczko Twin Peaks”). Podbił świat w 1980 roku, otrzymując aż 8 nominacji do Oscara, cztery do Złotego Globu i cztery do nagrody BAFTA (w tym wygrana w trzech kategoriach).

Czarno-biały film opowiada o niewiarygodnie zdeformowanym mężczyźnie, którego widz poznaje jako „potwora” oglądanego przez ludzi dla rozrywki. Nie sposób rozpoznać, że za staranną charakteryzacją kryje się John Hurt („Harry Potter i Kamień Filozoficzny”, „V jak Vendetta”, „Szpieg”).

Okropny wizualnie John Merrick zdaje się w niczym nie przypominać istoty ludzkiej. Dr Frederick Treves (w tej roli Anthony Hopkins – „O jeden most za daleko”, „Milczenie owiec”, „Słaby punkt”) za wszelką cenę próbuje jednak dowieść, że za przykrą powierzchownością kryje się inteligentny i wrażliwy mężczyzna.

„Człowiek słoń” od lat był dla mnie klasykiem, który w końcu muszę obejrzeć. Być może zbyt wygórowane oczekiwania były powodem mojego rozczarowania seansem. Bardzo poruszył mnie jedynie fakt, że fabuła oparta jest na prawdziwej historii.

 

Donnie Darko”- mroczny, surrealistyczny, poplątany. Jestem pewna, że wielu spośród niezliczonych metafor i sugestii jeszcze prawidłowo nie odczytałam. Uważam, że twórcy na siłę starali się stworzyć coś przyprawiającego o dreszcze, co często okazywało się po prostu śmieszne.

Film z 2001 roku wyreżyserował Richard Kelly. To, co przede wszystkim mnie do niego przyciągnęło, to odtwórca głównej roli – Jake Gyllenhaal („Tajemnica Brokeback Mountain”, „Bracia”, „Bogowie ulicy”). Wciela się on w postać nastolatka, u którego stwierdzono zaburzenia osobowości. Chłopak to próbuje wierzyć w swoją chorobę i z nią walczyć, to znów zatraca się zupełnie w swoich absurdalnych urojeniach.

Kluczową postacią jest tajemniczy człowiek(?) w kostiumie królika, który zleca Donniemu kolejne zadania. Chłopak nie może oprzeć się sile jego perswazji. Słowa królika otwierają wątek podróży w czasie i rozpoczynają polemikę z prawami fizyki. Inne wątki to m.in. relacje rodzinne, tzw. bezstresowe wychowanie, przekrój społeczeństwa, stosunki między nastolatkami, życie szkolne, proces leczenia psychiatrycznego.

Film momentami imituje spokojną obyczajówkę, by za chwilę stać się najprawdziwszym horrorem. Choć mi nie przypadł do gustu, potrafię zrozumieć, dlaczego wielu moich znajomych tak się nim zachwyca. Niektórzy widzą w produkcji elementy z „Alicji w Krainie Czarów”. Jeśli jesteś ciekawy i wystarczająco odważny – sprawdź, co znajduje się w króliczej norze.