Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

Sfera Movie – za rękę z X Muzą. Science intryguje, fiction wbija w fotel!

„Interstellar” – tegoroczny laureat Oscara w kategorii Najlepsze efekty specjalne. Na najnowszy film Nolana szłam bez większych oczekiwań. Słyszałam o nim więcej złego niż dobrego. Kolejny nic nie wnoszący hicior dla mas, dla koneserów żenujący gniot. Chyba okazało się, że jestem elementem masy. Ale po kolei.

 

 

 

Pokrótce, o czym sam film. Ludzkość zmierza ku zagładzie. Przeżyliśmy już rewolucję technologiczną, poznaliśmy pół kosmosu, a nie mamy co jeść, ze względu na zmiany klimatyczne. Trzeba zatem znaleźć nowy dom, gdzieś w przestrzeni kosmicznej…

Przyjęte w filmie kontrowersyjne rozwiązania są oparte na faktycznie istniejących teoriach. Rozmawiałam z pasjonatem fizyki, który „Interstellarem” był zachwycony i wszystkie niezwykłe wydarzenia od razu próbował przełożyć na znane sobie prawa i zależności.

“Interstellar” to science fiction, ale jednak wciąż ‘science’. Nawet jeśli bohaterowie gadali bzdury – czego nie mogę sprawdzić, nie mając wiedzy z zakresu wspomnianej dziedziny – to byli wiarygodni. Widzieliście „Transcendencję” z Johnnym Deppem i Morganem Freemanem z tego samego roku? Ta licha produkcja stanowi próbę manipulacji widzem. Udaje, że odkrywa przed nami niezgłębione dotąd tajniki nauki, a tak naprawdę nie potrafi niczego wyjaśnić. Nie popiera niczego faktami, a nie umie być też na tyle nowatorskim science fiction, by wzbudzić zachwyt. Bohaterowie używali trudnych słów, udawali natchnionych, a brzmieli wręcz śmiesznie. W „Interstellarze” z kolei wszystkie wywody wydawały się logiczne. Wyobraźnia scenarzysty miała swe podstawy w nauce. Po seansie wypisałam sobie długi szereg pytań, które mnie nurtują. Pytań, zwracających uwagę na błędy, ośmieszających scenariusz. I mimo, że jest ich wiele, nie ucierpiał na tym mój ogólny odbiór filmu.

Czy fabuła jest naiwna? Tak. Dużo skrótów myślowych, nagłe i genialne oświecenie natchnionych bohaterów w kwestiach, których przemyślenie powinno zabrać im nieskończoną ilość czasu. Matthew McConaughey pilotujący statek bez przygotowania, z marszu, bo przecież kiedyś tam wyszedł ze stratosfery, a mężczyźni, którzy przygotowywali się do tej konkretnej misji miesiącami, byli tylko w symulatorze. Jakby nigdy nic odsunęli ich od sprawy, nie zważając na horrendalne koszty przygotowań, ćwiczeń? Pominęli tak przecież ważne badania lekarskie… Tak. Ale nie o to w tym filmie chodzi. Miał poruszyć pewne struny w naszym wnętrzu – nie skrupulatnie wyłożyć fakty.

To film wielopłaszczyznowy. Jest bardzo zabawny, kilka razy się śmiałam. Dramat, momentami naprawdę wzrusza. Tak, ja wiem, że to były typowe reżyserskie chwyty! Podniosła muzyka, gdzie już w pierwszych dźwiękach oczywiście rozpoznajemy Zimmera; załzawione oczy Anne Hathaway i napompowane frazesy o kierunku, w którym zmierza ludzkość czy niepojętej sile miłości. Fascynujące efekty specjalne, ogromne połacie wody czy lodu, chmur, feeria barw, dźwięk. Ale czy nie o to właśnie chodzi? Tym jest cała kinematografia, tym są filmy – zaplanowanym, wyreżyserowanym, ubarwionym graficznie i dźwiękowo odbiciem różnych elementów rzeczywistości. Jeśli twórcom udało się we mnie wzbudzić emocje, to osiągnęli zamierzony cel.

Obraz momentami był nużący. Dużo kosmosu, dziwnych kolorowych guziczków przeznaczenia których nie znam, napięcie na chwilę opadło… Chociaż troska o losy bohaterów nie zniknęła. Tak naprawdę nie wiedziałam, jak to się w końcu rozwiąże. Nie byłam pewna słodkiego hollywoodzkiego zakończenia. Mógł nastąpić cud i wszystko skończyłoby się niczym w bajce Disneya, a równie dobrze reżyser mógł mi zaserwować druzgocącą katastrofę. A ja bardzo chciałam tego szczęśliwego końca – po myśli bohaterów – i wcale nie przeszkadzałby mi happy end. Nie czyniłby produkcji słodką tandetą.

Summa summarum zakończenie nie było takie, jakiego chciałam. Cóż… Bardzo przywiązujemy się do… teraźniejszości? Nie, to przeszłości. Przywiązujemy się do przyszłości, lokujemy w niej uczucia i trudno nam pogodzić się z inną rzeczywistością. Przyłapałam się na tym. Moje zakończenie miało wyglądać inaczej. A Wasze?


Wykorzystane utwory:

Hans Zimmer – Cornfield Chale (Interstellar)

Hans Zimmer – Dust (Interstellar)

Hans Zimmer – Stay (Interstellar)

Hans Zimmer – I’m Going Home (Interstellar)

Hans Zimmer – Docking Scene (Interstellar)