Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

Sfera Movie – za rękę z X Muzą. Uśmiechnięta wsiura bez spódnicy

Nasza przyjaciółka X Muza, sprawująca pieczę nad światem kina, nie radziłaby sobie tak dobrze, gdyby nie pomagał jej sztab genialnych ludzi – aktorów, reżyserów, scenarzystów. Jednym z takich filarów polskiego kina jest Danuta Szaflarska. Ta aktorka to cudowne słońce, opromieniające wszystko wokół swoimi optymizmem i pogodą ducha. Moje zdanie na pewno podzieli każdy, kto zobaczy dokument, pt. „Inny świat” z 2012 roku, który stanowi punkt wyjścia dla mojego dzisiejszego przybliżenia sylwetki Szaflarskiej.

 

 

Zofia Danuta Szaflarska urodziła się w 1915 roku, co oznacza, że w lutym przyszłego roku skończy 100 lat. Nigdy nie używała pierwszego imienia. To ksiądz nie chciał się zgodzić na niechrześcijańskie Danuta i ochrzcił ją właśnie w ten sposób. Aktorka miewała przez to w późniejszych latach pewne problemy.

Bardzo ciepło wspomina swoją rodzinną wieś Kosarzyska – zabawy z innymi dziećmi, ciągłe psikusy, życie w zgodzie z naturą. Po wyjeździe na studia największym nieszczęściem była dla niej konieczność noszenia butów. W Kosarzyskach biegało się na bosaka, a buty zakładało się tylko do kościoła. Kiedy w „Innym świecie” aktorka przedstawia znajdujące się na czarno-białej fotografii uśmiechnięte dzieci – wymienia siebie, brata, po czym zauważa: „O! Ten chłopiec ma buty. Bo z Krakowa”.

Mała Danusia była zapatrzona w swojego brata. Bardzo się kochali. Dlatego przy kłótni z koleżanką, która też miała młodsze rodzeństwo, by sprawić sobie nawzajem większy ból – jak to mówi – „Ja waliłam jej braciszka, ona mojego”.

Jednak mała była bardzo niezadowolona, że kazano jej opiekować się braciszkiem, kiedy wszystkie inne dzieci bawiły się na dworze. Któregoś razu specjalnie wyrzuciła go z kołyski. Oczywiście starała się zrobić to delikatnie, żeby nic mu się nie stało. W każdym razie cel został osiągnięty, bo zakazano jej zbliżania się do kołyski i mogła w tym czasie radośnie biegać po polach.

Lubiła też rzucać kota na klawiaturę fortepianu i raczyć zirytowanych dorosłych tą nietypową muzyką. A kiedy leżała chora w łóżku i nie chciała pozwolić, by zbadał ją lekarz – szarpała się, krzyczała i wierzgała nogami. Tak się spociła, że aż spadła jej gorączka i było po wszystkim. Już jako dorosła kobieta raz szła przez rynek w papilotach, innego dnia wyszła z domu bez spódnicy.

W szkole nazywano ją „wsiurą”. Używała gwary. „Zamkłam okno, bo niebo zachmurane” – wyjaśniła raz na zajęciach, nie rozumiejąc zdziwionego spojrzenia nauczyciela. Kiedyś wymyśliła sobie, że aby „mówić po pańsku” należy zamieniać „o” na „a” i tak wyszedł jej np. „listonasz”.

Wspominając zaręczyny z Janem Ekierem, mówi: „Bardzo byłam niezadowolona, bo ja nie lubiłam wychodzić za mąż”. Kiedy ksiądz odmówił im ślubu, ponieważ nie został spełniony wymóg odpowiedniej ilości zapowiedzi, stwierdziła, że w takim razie ona może być ze swoim mężem bez sakramentu małżeństwa. Przerażony duchowny udzielił im ślubu dla konających.

Jako dziecko występowała w amatorskich sztukach, ale nigdy nie myślała na poważnie o teatrze. „To było nieosiągalne” – mówi. „Niby jak miałam zostać zawodową aktorką?”. Wybrała Wyższą Szkołę Handlową w Krakowie. Jednak później koledzy namówili ją do aplikowania na Państwowy Instytut Szkoły Teatralnej w Warszawie. Po pierwszym roku bardzo rozłościła ją kolejna w tym tonie uwaga profesora Aleksandra Zelwerowicza: „Przechodzi na drugi rok, z zastrzeżeniem, że ma za małe oczy”. Oburzona aktorka w rozmowie z nauczycielem udowodniła, że potrafi walczyć o swoje, a i oczy przy takim zdenerwowaniu wydają się większe.

Na plan „Zakazanych piosenek’ trafiła przypadkiem, a dzień próbnych zdjęć był dla niej wspaniałym wydarzeniem, ponieważ w czasie wielkiego powojennego głodu dostała tam wielki talerz jajecznicy ze skwarkami.

Z racji mizernego budżetu, aktorzy musieli grać we własnych ubraniach. Kiedy później poza planem była ubrana w tę samą przerobioną ze spodni jej brata spódnicę, szydzono, że jest bardzo wyniosła – specjalnie nosi te same ubrania, co w filmie, żeby wszystkim pokazać, że to właśnie ona jest tą wielką aktorką z „Zakazanych piosenek”. Tę ludzką zawiść Szaflarska wspomina ze śmiechem.

Szaflarska po latach nauczyła się, że w filmach nie trzeba grać, tylko trzeba być. W „Zakazanych piosenkach” i w „Skarbie” jeszcze grała. Inne filmy, w których możemy ją podziwiać, to „Ludzie z pociągu”, „Diabły, diabły”, „Pożegnanie z Marią”, „Tydzień z życia mężczyzny”, „Egzekutor”, „Żółty szalik”, „Przedwiośnie”, „Pora umierać”, „Ile waży koń trojański?” czy „Pokłosie”. Aktorka nadal występuje na deskach teatru. Podkreśla, że wszyscy jej dawni znajomi już odeszli, jednak ona bardzo dobrze się czuje z młodzieżą.

„Jeżeli się kocha zawód, to człowiek jest szczęśliwy”. A kiedy zaczynasz narzekać, powiedz sobie: „Nie ma lekko”, jak nauczył Szaflarską jej przyjaciel ksiądz Jerzy Popiełuszko. „Kiedy uświadomię sobie, że to normalne, że nie ma lekko, to nagle robi mi się jednak jakby lżej” – mówi aktorka z uśmiechem.

Jeżeli zbyt często macie skwaszoną minę, sięgnijcie po „Inny świat” w reżyserii Doroty Kędzierzawskiej i poczujcie siłę uśmiechu, która już przez stulecie prowadzi Danutę Szaflarską.

 


 

Wykorzystany utwór: Bobby McFerrin – Don’t Worry, Be Happy