Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

Danny Brown i jego Stardust [RECENZJA]

Danny Brown to jedna z najbardziej barwnych i rozpoznawalnych postaci na amerykańskiej scenie rapowej. Przy każdym albumie zapewnia fanom materiał do dyskusji. Tak samo, o ile nie bardziej niż zwykle, jest w przypadku Stardust pierwszego albumu wyprodukowanego w pełnej trzeźwości artysty.

Pierwsza zapowiedź albumu, wraz z okładką i singlem Starburst, ukazała się 23 września. Utwór zachowany w klasycznym dla Danny’ego abstrakcyjno-industrialnym stylu został przyjęty bardzo pozytywnie zarówno przez fanów jak i krytyków.

Większe dyskusje wzbudziła premiera drugiego singla Copycats wraz z gościnnym udziałem Underscores. Obecność tej artystki jak i ujawniona lista utworów wypełniona występami gości, twórców głównie spoza hip-hopowego światka (takich jak np. Jane Remover, femtanyl, Quadeca czy Frost Children) wzbudziła niezadowolenie u bardziej rapowo-centrycznej części słuchaczy. Należy wspomnieć jednak, że Danny już od dłuższego czasu współpracował np. z Jane czy Quadecą, a w wywiadzie dla Pitchforka album Underscores Wallsocket określił jako „Perfect ten”.

Każdy, kto śledzi jednak twórczość Danny’ego, wie, że nie stroni on od eksperymentów. Właśnie ta kreatywność była czymś, co wyróżniło go z tłumu i wyniosło legendarne już Atrocity Exhibition na piedestał jednego z najważniejszych dzieł w historii hip-hopu.

Rapowania na nowym albumie jednak nie brakuje. Na otwierającym projekt utworze Book of Daniel (gościnnie Quadeca) raper mówi o sobie jako o członku „Big three” gatunku razem z Kendrickiem Lamarem i Earlem Sweatshirtem – artystami, z którymi Danny w przeszłości współpracował. Opowiada też o tym jak przez używki o mało nie zaprzepaścił swojej szansy na karierę, tym samym przedstawiając główny motyw płyty oraz wprowadzając słuchacza w klimat albumu.

Klimat ten zostaje jednak podważony w dwóch następnych utworach, czyli singlach StarburstCopycats, które drastycznie różnią się nie tylko od Book of Daniel, ale i od siebie nawzajem. W 1999 (gościnie JOHNNASCUS) artysta łączy kreatywne wersy z „krzyczanym” sposobem rapowania gościa, która wypada lekko zbędnie na tle całego utworu. Flowers natomiast, jest w mojej opinii jednym z najlepszych utworów na całym albumie. Refren w wykonaniu 8485 czerpie garściami z europopu z początków ubiegłej dekady. Cały utwór dzięki temu brzmi wręcz nostalgicznie, mimo że w trakcie zwrotek podkład zmienia się na bardziej klasyczny dla rapu Danny’ego.

Na poklask zasługuje też Lift You Up, czyli jedyny oprócz Starburst solowy kawałek na płycie. Mieszanka klubowych rytmów z rapem jest tu dopracowana praktycznie do perfekcji, co skutkuje jednym z przyjemniejszych utworów do słuchania.

Na szczególną uwagę zasługują dwa ostatnie kawałki, czyli The End oraz All4U. Na tym pierwszym Danny po raz kolejny rozmyśla o swoim dawnym uzależnieniem i stanie, do którego go ono doprowadziło. Utwór ten zapewnia też najciekawszą (przynajmniej dla mnie) „gościnkę”, a mianowicie Anastazję Ivahnenko występującą pod pseudonimem ta Ukrainka. Anastazja dołożyła od siebie refren po ukraińsku oraz zwrotkę po… polsku. W taki oto sposób na płycie Danny’ego Browna doczekaliśmy się nawiązania do Kayah.

All4U, czyli utwór zamykający album, tym razem ukazuje twórcę reflektującego nad tym jak wygląda jego życie po wyjściu z nałogu. Podczas słuchania go, nie sposób nie mieć poczucia swoistej satysfakcji z przesłuchania całego projektu. Za produkcję odpowiada tu Jane Remover, która po stworzeniu podkładu do tego utworu użyła go jako sampla do swojego utworu Twice Removed, który ukazał się na jej solowym albumie Revengeseekerz wcześniej w tym roku.

Fot.: Materiały prasowe

Podsumowując, Stardust to album bardzo dobry i, mimo że faktycznie Danny porzuca na nim niektóre klasyczne już dla siebie motywy, to implementuje na ich miejsce dużo nowych, zdaje się, że w pewien sposób bardziej do artysty pasujących. Zdecydowana większość gości spisała się w tym projekcie na medal, co przy takiej ich liczbie jest rzeczą zazwyczaj niespotykaną. Jeżeli Danny dalej będzie szedł tą drogą, po dalszych projektach można się spodziewać coraz wyższego poziomu. Znając jednak trajektorie jego dotychczasowej kariery, jego następny krążek może brzmieć zupełnie inaczej.

[Fot. wyróżniająca: materiały prasowe]

Zobacz też: Ghost: Skeletá – mrok i rock [RECENZJA]