Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

Nordyckie traumy [RECENZJA]

Anders Thomas Jensen jako reżyser i scenarzysta serwuje nam „Ostatniego Wikinga”. Jeżeli po usłyszeniu tytułu liczycie na krew i rabunki – w tym filmie znajdziecie obie te rzeczy, ale nie w taki sposób w jaki się tego spodziewacie.

Film opowiada historię dwóch braci: Ankera (Nikolaj Lie Kass) oraz Manfreda (Mads Mikkelsen). Pierwszą rzeczą, której widz dowiaduje się na ich temat, jest to, że Anker właśnie zrabował ponad czterdzieści milionów koron. Informację gdzie znajdują się pieniądze oraz prośbę o ich zakopanie przekazuje bratu, po czym wpada w ręce policji.

Zobacz zwiastun filmu

Do braci wracamy po piętnastoletniej odsiadce Ankera w więzieniu, kiedy wraca do domu i razem z Manfredem cierpiącym na zaburzenia osobowości, muszą odnaleźć zakopane przez niego pieniądze. Mikkelsen w roli Manfreda radzi sobie świetnie, bez trudu przeskakuje z wręcz slapstickowej komedii do scen zakrawających na tragiczne.

Kadr z filmu „Ostatni Wiking” Fot.: materiały prasowe

Taki też jest cały film. Jensen bardzo dobrze żongluje gatunkami oraz mistrzowsko posługuję się groteską. Dzieło na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie rodzinnego „feel-good movie” i momentami faktycznie takie jest. Jednak nie brakuje w nim scen brutalnych i krwawych jak i również poruszania ważnych w naszych czasach tematów takich jak: choroby psychiczne, odosobnienie, potrzeba akceptacji czy trauma. Zarówno z tych, jak i z wielu innych poważnych tematów reżyser potrafi zażartować, zachowując przy tym taką klasą, że w trakcie całego filmu nie miałem wrażenia, że jest to usilne szokowanie odbiorcy na pokaz.

Bracia

Bardzo taktownie potraktowany został też wątek choroby psychicznej Manfreda, która jest głównym motorem napędowym całej fabuły. Jensenowi udało się zrobić z zaburzenia dysocjacyjnego główny żart filmu bez drwienia czy kpin z tej przypadłości. Owszem bohaterowie często żartują z Manfreda lub nawet go gnębią. Mimo tego czujemy, że to nie film z niego kpi, a jedynie nieprzepadające za nim postaci.

Jedną z nich jest Anker, kryminalista oraz brat Manfreda, który w sekwencji otwierającej film sprawiał wrażenie kochającego brata, jednak po wyjściu z więzienia ta iluzja szybko się rozmywa, pozostawiając odbiorcy obraz oportunisty, któremu zależy jedynie na znalezieniu zakopanych przez brata pieniędzy. Dynamika między rodzeństwem momentami może popadać w lekką kliszę, jednak nie przeszkadza to w jej odbiorze.

Kadr z „Ostatni Wiking” Fot.: materiały prasowe

Wątkiem, który jest dla mnie niejasny, to historia siostry Ankera i Manfreda – Freji (Bodil Jørgensen), która w pewnym momencie filmu wpada w dość poważne tarapaty, później rzutujące na resztę bohaterów. Kwestia tego jak do tego oddziaływania doszło, wydaje się być najmniej doprecyzowana przez autora.

Koniec końców „Ostatni Wiking” jest filmem o traumie, chorobie, rodzinie i tym jakie problemy wiążą się z każdym z tych aspektów życia. Oprócz tego jest to również bardzo dobrze wykonany film. Czy jest idealny? Absolutnie nie, ale jeżeli macie wolne dwie godziny, to z bieżących premier ciężko będzie wybrać coś bardziej wartościowego.

Zobacz też: Szczurokróliki bez tajemnic