Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

Dworek sprzed lat w czasach końca świata – Sfera On The Road #3

Za każdym razem, kiedy ktoś pyta skąd pochodzę odpowiadam, że z okolic Inowrocławia. Dlaczego? Bo rzadko zdarza się, że ktoś kojarzy małą, raczej schowaną z boku wioseczkę zwaną Rucewem. A szkoda! To tutaj mieści się dworek rodem z XIX wieku, a raczej to, co z niego zostało.

Nie pamiętam za dużo, to było 60 lat temu – tak zaczęła się moja rozmowa z babcią Anią. Po czym z wspomnienia na wspomnienie udało nam się wspólnie stworzyć pewien obraz miejsca, które teraz stoi już tylko smutnymi murami.

Wspominając młodzieńcze lata babcia często opowiadała o rucewskim pałacu. Pamiętam, jak będąc dzieckiem, bawiliśmy się w chowanego i biegaliśmy po szerokich schodach. W salonie był wielki kominek, pamiętam ten ładny parkiet. Niestety tylko z jej opowieści mogę zwizualizować sobie jak rzeczywiście dworek wyglądał w środku, ponieważ nie zachowały się żadne zdjęcia z czasów jego świetności. Obok schodów były murki i najlepsza zabawa była, jak braliśmy parasole i skakaliśmy z tych murków.

Internetowe źródła donoszą, że powstał w połowie XIX wieku, choć według opowieści ma on o wiele dłuższą historię. Podczas drugiej wojny światowej, ówczesny właściciel niemieckiego pochodzenia, posiadał na własność ogromne, rucewskie tereny. W okolicach dworku były szklarnie, a obok spichlerze, gdzie pracowała między innymi moja prababcia. Zawsze opowiadała, że musiała pracować ,,u niemca” mając zaledwie kilkanaście lat. Na terenach dworskich były biura i mama, ponieważ miała ładne pismo, czasami chodziła tam przepisywać dokumenty – wspomina babcia. Po wojnie budynki gospodarcze zostały rozebrane, a dworek został podzielony na lokale mieszkalne. Z roku na rok zamieszkiwały tam coraz to nowe rodziny. W latach 50. mieściło się tam nawet przedszkole.

Pod całą powierzchnią budynku znajdowały się (i wciąż znajdują) ogromne, przestronne piwnice. Tam też bawiliśmy się w chowanego, ale często trzeba było uciekać przed nietoperzami. Dworek od początku swojego istnienia otaczał piękny, wielki park. Do wejścia (kamiennymi schodami) prowadziły lipy posadzone z obu stron. Za pałacem był grzybek i ławeczki, były zabawy, chodziliśmy tam z dziadkiem tańczyć.

Każde opuszczone miejsce skrywa także swoją własną mroczną historię. Nie mogło jej zabraknąć i w tym przypadku. W latach 90., kiedy dworek opuścili ostatni jego lokatorzy, zaczął on popadać w ruinę. Z budynku zaczęły znikać kolejne cegły i deski, aż do dnia, kiedy pod swoimi murami przykrył trójkę 14-latków. Pomimo akcji ratowniczej nie udało się ich uratować. Od tego czasu miejsce to skrywało w sobie pewną mroczną aurę, a nikt mający choć odrobinę rozsądku i znający tę historię, nie zapuszczał się tam raczej na niedzielne spacery. Mury rozpadały się zatem z czasem coraz bardziej, sąsiadująca roślinność stała się częścią pozostałości po pomieszczeniach, a drzewa zapuszczały swoje korzenie coraz dalej, niszcząc kamienne schody.

Wraz z babcią wybrałyśmy się tam po latach – zrobić kilka zdjęć. Obie byłyśmy ciekawe, co aktualnie pozostało z niegdyś majestatycznego, dworskiego budynku. Jesienne, suche i smutne gałęzie drzew podkreśliły klimat całkowicie zaniedbanych, ceglanych murów. Babcia z zadumą spoglądała z daleka na pomieszczenia, wspominając co i gdzie się znajdowało. Tu mieszkała moja koleżanka, od tej strony była kuchnia z widokiem na park. Teraz z kuchni pozostała jedynie ceglana ściana z koroną zieleni.

Aktualnie miejsce jest ogrodzone i nie ma wstępu do środka. Budynek, a raczej jego pozostałości, wykupił kilkadziesiąt lat temu prywatny właściciel. Dworek nie został jednak odrestaurowany. Dzięki babci pozostał pięknym miejscem sprzed lat – przynajmniej w mojej głowie.

Na koniec backstage wyprawy w czasach końca świata, czyli babcia, ja, maseczki i zaparowane okulary

Podczas licznych podróży radiowców, nawet tych w przeszłość, nie może zabraknąć muzyki, w związku z tym zostawiam Wam link do playlisty pełnej Maanamu i dedykuję ją Babci Ani, która jest fanką Kory i Dawida Podsiadło.

 

[Redakcja i fotografie – Julia Marszewska]

[grafika: Olek Dudiak]