Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

Sfera On The Road #1 – Jastarnia

Półwysep Helski jest bez wątpienia jedną z lepiej kojarzonych lokacji na mapie turystycznej Polski. Jeżeli na nim nie byliście, to na pewno o nim słyszeliście. Pierwotnie materiały #SferaOnTheRoad miały opisywać piękno i unikatowość rodzinnych miejscowości, ale jako że pochodzę z Jastarni, chciałbym zwrócić uwagę na trochę inne aspekty tej „turystycznej utopii”.

O ile latem ulicami płynie nieustanny potok spragnionych zabawy dzieci, rozgadanych nastolatków i naburmuszonych dorosłych, próbujący jak najintensywniej przeleniuchować te 7 dni urlopu (które cudem udało im się wynegocjować od szefa), to od końca października półwysep zapada w jesienno-zimowy letarg. Turyści wyjeżdżają, pozostawiając za sobą jedynie spragnionych ciszy staruszków oraz grupki kitesurferów okupujących kempingi w poszukiwaniu jesiennych mocnych wiatrów. Sklepy i restauracje z wolna się zamykają, parkingi pustoszeją, a ulicami przemykają jedynie nieliczni mieszkańcy w drodze do spożywczaka. Z miasta tętniącego życiem Jastarnia zamienia się w istne Silent Hill, które da się przejść wzdłuż i wszerz nie napotkawszy żywego ducha. Jesienią ma to swój urok. Liście brązowieją i opadają z cichym szelestem, zaścielając puste ulice. Z powietrza znikają zapachy fast-foodów i pieczonych ryb, które zastępuje surowy zapach morskiej bryzy. Pokrzykiwania turystów zastępuje słyszalny w prawie całym mieście huk morskich fal wzburzonych sztormami i przeplatany jedynie odległym dudnieniem drgających na wietrze want. Nigdy nie rozumiałem, czemu właśnie o takiej porze nie przyjeżdżają do nas turyści wtedy, gdy jest u nas najpiękniej, no ale z drugiej strony jestem za to wdzięczny, gdyż tylko w takim otoczeniu można dobrze odpocząć po wyczerpującym psychicznie najeździe barbarzyńców z kontynentu.

Ilekroć wspomnę, że pochodzę z półwyspu, to zewsząd słyszę jak to fajnie mieszkać kilka metrów od morza, jak to dobrze móc chodzić codziennie na plażę…no nie jest to rzecz przyjemna. Raczej niewielu ma ochotę po nieprzespanej nocy (przez pijackie ody do Amareny) oraz kilkugodzinnej pracy, wybrać się nad wodę, by podziwiać bawełniane mury morskich twierdz przysłowiowych Grażyn, Januszy i walczących o łopatki stad dzieciaków. Po sezonie tubylców za bardzo nie da się odróżnić od stereotypowych zombie – no może jedynie ich odcień skóry wpada bardziej w brąz niż w zieleń.
Także nie, nie cieszę się, że mieszkam nad morzem i z dumą przyznaję, że nie pamiętam, ile lat temu ostatni raz dobrowolnie wszedłem do morza. Czy poza sezonem mieszka się tu dobrze? To zależy od osobowości. Jeżeli kochacie ciche, puste i senne miasteczka, w których od razu po zakończeniu sezonu zapadacie w 6-miesięczny letarg i budzicie się jak niedźwiedzie na widok pierwszych obcych rejestracji z początkiem maja, jeżeli moglibyście spędzić całe życie, nie wychodząc z domu, to miejsce jest dla Was (oczywiście poza sezonem, wtedy jest dla turystów). Osobiście nie przepadam za bardzo za tym miejscem. Oczywiście mam do niego pewien sentyment, jak każdy do miejsca swojego urodzenia i dzieciństwa, ale nie wyobrażam sobie spędzenia tu reszty życia. Bałbym się, że zasnę i obudzę się w wieku 80 lat z dziećmi i wnukami na karku oraz przespanym życiem. W dobie pandemii ta małomiasteczkowa senność jest jeszcze bardziej przemożna. N miejscu diabeł mówi dobranoc, więc jedyne co pozostaje to zamknąć się w domu i wsłuchiwać w dudniący wiatr. Znam wielu ludzi, którzy uwielbiają ten pozasezonowy styl życia typowego rybaka. Z domu do pracy i z pracy do domu, do rodziny – istna kaszubska sielanka.

Jak już mówimy o Kaszubach, to trzeba wspomnieć, że „nasz kaszubski” niewiele ma wspólnego z tym „prawdziwym kaszubskim”, propagowanym przez południowych kaszub. Język kaszubski nie jest jednolity i to na przykładzie półwyspu można najlepiej zobaczyć. Każda z miejscowości mówi w inny sposób. W samej Jastarni można nawet wyróżnić dwie wariacje – JastarnickąBorowiańską (dzielnica Jastarni, niegdyś osobna miejscowość zamieszkiwana przez protestantów z Gdańska i nazywana Jastarnią Gdańską). Mieszkańcy półwyspu co do zasady artykułują wolniej i wyraźniej, głośniej i mocniej, niż południowi kaszubi, którzy dla mnie świergotają melodyjnie, jakby bliżej mieli do górali niż do ludzi morza. Jako że o morzu mowa, to warto wspomnieć o morskich tradycjach, a właściwie jednej najbardziej charakterystycznej dla Jastarni, czyli Sobótki. Jako że szkoda pikseli męczyć baśniami to zapraszam do wysłuchania krótkiej opowieści oraz do obejrzenia materiału o Jastarni, który za czasów licealnych wraz z Jędrzejem KonkolemMichałem Gronauem stworzyliśmy na pewien konkurs o Kaszubach.

Link do filmu stworzonego z Jędrzejem i Michałem.

Więcej o helskich tradycjach w wersji audio 😉

 

Na koniec jesienna Jastarnia moim okiem.

[autor tekstu: Sebastian Pieper]

[grafika: Olek Dudiak]