Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

Za nami 19. Jazz Od Nowa Festival!

Po raz kolejny pożegnaliśmy czterodniowe święto jazzu w Toruniu. Podczas wieczorów w Od Nowie mieliśmy okazję wysłuchać osiem wyjątkowych zespołów, które prezentowały różnorodne oblicza jazzu. Podsumowujemy sobotni finał oraz wybieramy koncerty, które wywarły na nas największe wrażenie. 

Katarzyna Grochowalska

Nie da się ukryć, że na finałowy wieczór czekałam najbardziej. Pierwszym zespołem wieczoru był Zbigniew Namysłowski Quintet. Z racji, że nazwisko Zbigniewa Namysłowskiego jest szeroko znane w jazzowym świecie to spodziewałam się bardzo dobrego koncertu. Nie zawiodłam się, zespół zaprezentował wysoką klasę oraz niesłabnącą kreatywność. Zaprezentowane utwory brzmiały dojrzale, jednak nie brakowało im humoru i delikatności. Zbigniew Namysłowski słusznie uznawany jest za legendę polskiego jazzu.

Drugi występ to Walk Away feat. Urszula Dudziak. Na samym początku zespół prezentował instrumentalne utwory, które przypominały filmowy soundtrack. W moich oczach jest to zdecydowanie plusem, gdyż dzięki temu wstęp był niczym muzyczna opowieść, która odkrywała przed nami kolejne rozdziały. Kilka utworów później na scenie pojawiła się Urszula Dudziak, która od samego wejścia emanowała niesamowitą energią. Koncert przeplatany był anegdotami wokalistki, które początkowo podobały mi się, jednak gdy zaczęły trwać dłużej niż utwory to traciły na swoim uroku. Oczywiście kontakt z publicznością jest niezwykle istotny jednak moim zdaniem podczas występów muzycznych powinnien być nawiązywany w większm stopniu poprzez muzykę.

Najlepszymi festiwalowymi występami był wcześniej wspomniany koncert Zbigniew Namysłowski Quintet oraz występ zespołu Michała Jarosa promujący płytę Floating Bridges. Oba występy ukazywały połączenie klasycznego, głębokiego jazzu z nowoczesnym zacięciem, a wszystko zaprezentowane zostało przez doświadczonych muzyków, którzy „żyją jazzem”.

Piotr Grabski

Zbigniew Namysłowski Quintet

Ladies and Gentlemen – tutaj chyba nie ma potrzeby, aby się rozpisywać. To był bezbłędny koncert wybitnego artysty i towarzyszącego mu bandu. Dostaliśmy przekrój twórczości Namysłowskiego, swoiste „greatest hits” tego muzyka składające się zarówno z nowszych kompozycji, jak i tych starszych, klasycznych. Sam kompozytor – w pełni skromny – wcale nie pragnął zawładnąć sceną i być na pierwszym planie. Każdy z muzyków, na którym na pewno wielkie piętno odcisnęła twórczość Namysłowskiego (a w szczególności jego syn Jacek, puzonista) miał swoje pięć minut na tym koncercie. To właśnie te czynniki wpłynęły na to, że traktuję ten koncert jako kompletny, a jednocześnie być może najlepszy (na równi z Mazzollem sprzed dwóch lat) z kręgu jazzu, na jakim miałem okazji być.

Walk Away feat. Urszula Dudziak

Początek zapowiadał, że będziemy mieli do czynienia z naprawdę niesamowitym występem. Faktycznie, sami muzycy z Walk Away prezentowali momentami wręcz wybitny poziom, przenosząc nas do krainy jazzu przełomu lat 70/80. No i właśnie, gdyby to był tylko i wyłącznie ich koncert – mógłbym mówić o bardzo dobrym widowisku. Niestety, co smutno pisać, wszystko zepsuła… Urszula Dudziak. Jestem pełny szacunku dla dokonań i wpływu na polską muzykę tej artystki, ale, jakkolwiek lubię ciekawą konferansjerkę, główne skrzypce powinna grać muzyka. Jeszcze przed koncertem sprawdziłem sobie vloga wokalistki – super sprawa – cieszę się, że czerpie z życia pełną garścią itp, ba, bardzo dobrze, że się tym dzieli z innymi! Tyle, że sobota nie była dobrym dniem do serwowania tych mądrości. Powody są dwa. To finał największego festiwalu jazzowego w rejonie. Ludzie przyszli posłuchać muzyki. Co dostaliśmy w zamian? „Gadkę szmatkę”. A wiecie, że 24 lutego to Światowy Dzień Walki z Depresją? To chyba niezbyt dobry moment na wypowiedzi, które w niektórych momentach zakrawały o bezsensowny coaching? Z przykrością muszę stwierdzić, że jestem rozczarowany finałowym, ostatnim koncertem, który miał być swoistą wisienką na torcie, zaś okazał się zakalcem.

Jak też możecie wywnioskować z moich relacji, zwycięzca może być tylko jeden – Zbigniew Namysłowski Quintet. To już trzeci festiwal, w którym najlepszy koncert gra legenda. Nie zrozumcie mnie jednak źle, żaden ze mnie malkontent mówiący o tym „jak to kiedyś było”. Oprócz Namysłowskiego, najbardziej podobał mi się show kwintetu Jaros • Obara • Damasiewicz • Miśkiewicz • Tarwid. Śledźcie ich poczynania, bo to fenomenalni muzycy, którzy, choć już namieszali, mogą namieszać jeszcze bardziej!

Widzimy się za rok? 🙂

Sprawdźcie również nasze relacje z wcześniejszych dni: dzień pierwszy, dzień drugi.

[fot. Katarzyna Grochowalska]