Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

„To już nawet nie jest zawód, po prostu robię to co kocham” – wywiad z Pawłem Izdebskim

Kameralny solo act Pawła Izdebskiego w toruńskim klubie Dwa Światy to dla mnie perełka w gąszczu jesiennych koncertów. Wokalista i gitarzysta przypomniał mi dlaczego tak lubię muzykę na żywo. Przed występem opowiedział między innymi o planach związanych z debiutanckim albumem oraz wyjawił swoją mroczną (pod względem muzycznym) przeszłość.
8 sierpnia 2017 roku na rynku ukazał się debiutancki mini-album Pawła Izdebskiego zatytułowany „Książę Naiwności”. Więcej autorskich utworów artysty można usłyszeć podczas jego koncertów i na kanale na Youtube, gdzie publikuje również różne covery. Wiele osób może kojarzyć go jako wokalistę Studia Accantus – inicjatywy, której reżyserem jest Bartek Kozielski i w ramach której muzycy wykonują przede wszystkim piosenki z musicali i filmów. Ponadto od czerwca występuje w spektaklu „Once” w Teatrze Muzycznym Roma.
Zastanawiałam się, czy coś w tym wszystkim jest dla niego najważniejsze, czy każdy z tych projektów traktuje na równi?

 

Zachowując chronologię, najpierw chciałam omówić wydawnictwo, które już ujrzało światło dzienne. O czym opowiadają piosenki znajdujące się na jego EP-ce?

 

„Książę Naiwności” został wydany dzięki kampanii crowdfundingowej. Muzyk opowiedział również o doświadczeniach z tym związanych.

 

 

Ludzie wspierając kampanię dali wyraz tego jak bardzo czekają na jego autorskie utwory. Przyszedł czas na zadanie pytania o debiutancki album długogrający.

 

Płyta nie będzie kontynuacją „Księcia Naiwności”, a czymś zupełnie innym?

 

Paweł gra w gatunku muzycznym, który sam nazywa bluepopem. Łączy muzykę alternatywną, akustyczną i bluesową, opartą na popowych brzmieniach gitary. Od dłuższego czasu czułam jednak, że drzemie w nim też rockowy potencjał. Byłam coraz bardziej zaintrygowana, kiedy słuchałam jak mówił o mocniejszym graniu. Przypomniałam jego wykonanie utworu „Chcę Miłości”, który znalazł się na accantusowym kanale na Youtube. Jest to cover piosenki „Love Interruption” Jacka White’a, którą na polski przetłumaczyła Dorota Kozielska. Połączyłam to też z ciekawostką, którą wyczytałam na oficjalnej stronie Pawła – pierwszym utworem jaki zagrał było „Smells Like Teen Spirit” zespołu Nirvana i zapytałam czy to przypadek, czy posiada rockową przeszłość?

 

Skoro mówiliśmy o gitarowych brzmieniach – Paweł wydaje się być szalenie zakochany w gitarach. Jak zaczęła i rozwijała się ta miłość?

 

Wokalista wspomina, że był kiedyś wycofaną osobą. Z drugiej strony, angażuje się w wiele projektów, które wymagają publicznego występowania. Byłam ciekawa, jak radzi sobie ze stresem przed koncertami. A może wcale go nie stresują?

 

Studio Accantus wydaję się być ciepłym miejscem zrzeszającym grupę wspierających się nawzajem ludzi. Czy tak faktycznie jest? Czy to co Paweł robi w Accantusie ma wpływ na jego autorską twórczość?

 

Na koniec poruszyliśmy kwestię tego najświeższego „oczka w głowie”, czyli spektaklu „Once” w teatrze muzycznym Roma. Poprosiłam by Paweł opowiedział o postaci w którą się wciela i zapytałam o to jak czuje się w roli aktora.

 

Paweł Izdebski gra na gitarach z lekkością, a w głosie czasami otwiera mu się taka przestrzeń, że można latać. Przypomniał mi to cudowne uczucie koncertowego rozmarzenia, którego mi brakowało. To uczucie, że ma się czyjś świat na wyciągnięcie ręki i można się do niego przenieść, że można poczuć te emocje, które wyśpiewuje. I podkreślę tu wyjątkowość tego zjawiska – nie towarzyszy mi ono przy większości koncertów. To się zdarza tylko raz na jakiś czas. Podczas występu Paweł promieniował swoją pasją, wrażliwością i autentycznością, a to wydaję mi się, jest kluczem do tych zachwytów. I jak zazwyczaj w takich sytuacjach, wpadam w podniosłe tony i myślę sobie, że to piękne i wszystko ma sens.

Ale schodząc już nieco na ziemię, cieszą mnie zapowiedzi Pawła o cięższym graniu i brudniejszych emocjach, bo muzycznie częściej zachwyca mnie właśnie w swoich bardziej „nieuładzonych” odsłonach. Nie zdziwi mnie, jeśli jego debiutancki longplay wielu zaskoczy. Radziłabym nie wrzucać go do żadnej szufladki, bo jest to według mnie wokalista nietuzinkowy, wszechstronny i taki, który wydaje się jeszcze wiele w sobie skrywać. Z ciekawością czekam na jego album i na to aż znowu usłyszę go na żywo.

 

Fot. Magdalena Halicka